W [drugiej] Księdze Królewskiej, w rozdz. 20, czytamy opis następującego zdarzenia: "W owych dniach Ezechiasz zachorował śmiertelnie. Prorok Izajasz, syn Amosa, przyszedł do niego i rzekł mu: Tak mówi Pan: Rozporządź domem swoim, bo umrzesz - nie będziesz żył. Wtedy Ezechiasz odwrócił się do ściany i modlił się do Pana mówiąc: Ach, Panie, wspomnij na to, proszę, że postępowałem wobec Ciebie wiernie i z doskonałym sercem, że czyniłem, co jest dobre w Twoich oczach. I płakał Ezechiasz bardzo rzewnie. Jeszcze Izajasz nie wyszedł z dziedzińca środkowego, kiedy Pan skierował do niego słowo: Wróć i powiedz Ezechiaszowi, władcy mojego ludu: Tak mówi Pan, Bóg Dawida, twego praojca: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Oto uzdrawiam cię: trzeciego dnia pójdziesz do świątyni Pańskiej i dodam do dni twego życia piętnaście lat. Wybawię ciebie i to miasto z ręki króla asyryjskiego i roztoczę opiekę nad tym miastem ze względu na Mnie i ze względu na mego sługę, Dawida. Wtedy Izajasz powiedział: Weźcie placek figowy! Gdy wzięli i położyli na wrzód, Ezechiasz wyzdrowiał." (2 Krl 20, 1-7).
I choć Pan Bóg dla jego poczciwości przedłużył mu życie o piętnaście lat, od śmierci nie uwolniła go ani cnota, ani łzy, ani korona królewska, śmierć bowiem jest nieubłaganym prawem dla każdego człowieka przychodzącego na ten świat. Śmierci nikt się nie oprze, wszyscy pomrzemy. Wszyscy biegniemy do śmierci. Jak, kiedy, gdzie i w jakim stanie nastąpi, nie wiemy, choć prawie zawsze łudzimy się, że jeszcze nie, jeszcze nie... I mimo, że biegniemy do śmierci, lękamy się jej najwięcej. Nawet święci, choć pod wpływem łaski i pragnienia chcieli jak św. Paweł być rozwiązanymi i żyć z Chrystusem w wiecznej szczęśliwości (por Flp l, 23), to jednak od naturalnego lęku nie byli wolni.
Sam Pan Jezus w obliczu męki i śmierci, dla naszego umocnienia chciał doświadczyć tego lęku i prosił Ojca swego, by jeśli można, oddalił od Niego ten straszny kielich, wszakże mówił, że nie według Jego pragnienia, ale według woli Ojca niech się stanie (por. Mt 26, 39. 42; Mk 14, 36; Łk 22, 42).
Skąd ten lęk? Otóż złączenie duszy z ciałem jest tak ścisłe, że stanowi naturę człowieka, stąd śmierć czyli rozłączenie duszy od ciała jest przeciwne samej naturze, zadaje jej gwałt. Śmierć jest karą, a więc jest następstwem przekroczenia woli Boga, jest pozbawieniem tego życia, które, gdyby człowiek nie zgrzeszył, miało być jego udziałem i zapoczątkowaniem oglądania Boga, czyli rzeczywistym rajem.
Przez grzech,który w Adamie był grzechem natury, przeszła kara śmierci na cały rodzaj ludzki, czyli przez winę praojca jesteśmy wszyscy synami śmierci. W Adamie wszyscy zgrzeszyli i dlatego wszyscy są skazańcami i podlegają śmierci. Śmierć Zbawiciela przywraca nam prawo łaski (por. l Kor 15, 22), ale zostawia skutki grzechu; wszystkim, którzy w łasce umierają, przywraca szczęśliwość, ale samej śmierci nie usuwa. Stąd śmierć jest równocześnie ciągłym upomnieniem, abyśmy pamiętając o niej nie grzeszyli, ale jako dzieci wygnania tęsknili za Ojcem i za utraconą ojczyzną, którą tylko przez śmierć osiągnąć możemy. Przez nią bowiem dusza będąca w łasce, łączy się z Bogiem, a ciało czeka na czas zmartwychwstania, aby potem razem z duszą cieszyć się przez całą wieczność oglądaniem Boga w wiekuistej szczęśliwości. Stąd w obecnym porządku odkupienia śmierć staje się łaską, wyzwoleniem z więzienia i przejściem z ciemności życia do światła życia.
Są dwa rodzaje śmierci: „Błogosławieni, którzy w Panu umierają" (por. Ap 14, 13). „Stało się, że umarł żebrak, Łazarz, i zanieśli go aniołowie na łono Abrahama; umarł też i bogacz i został pogrzebany" (Łk 16, 22). Na którąkolwiek stronę drzewo padnie, tam leżeć będzie (por. Koh 11, 3). Śmierć zapoczątkuje życie wieczne albo w niebie, albo w piekle. Niepewność tego przyszłego stanu powiększa grozę śmierci. Któż nam zapewni błogosławioną śmierć? Oto pokorna modlitwa o wytrwanie do końca, oto cierpienia znoszone w łasce i z miłości do Pana Jezusa Ukrzyżowanego, nabożeństwo do Matki Najświętszej, wreszcie także opieka św. Józefa, bo on oficjalnie jest mianowany „patronem umierających"16. Jak przy jego śmierci byli obecni Jezus i Maryja, jak śmierć jego była spokojnym zaśnięciem i pogodnym przejściem z życia tu - do życia tam, jak żaden zły duch nie zbliżył się do jego łoża, ale aniołowie je otaczali, jak świętą i błogosławioną była śmierć jego w obliczu Pana, tak i nam jego opieka zapewni szczęśliwą godzinę śmierci.
Chcąc jednak spodziewać się tej łaski, trzeba mieć św. Józefa za patrona tak w życiu jak i przy śmierci. Stąd ci, którzy mają troskę o szczęśliwą śmierć, modlą się codziennie z ufnością: „Jezus, Maryja, Józef, wam oddaję serce moje i duszę moją", „Jezus, Maryja, Józef, niech przy was Bogu oddam ducha mego". Kolejność tej obecności w tej rozstrzygającej chwili rozpoczyna się od św. Józefa. On bowiem jest gospodarzem i panem nieba, on dla swych czcicieli jest opiekunem, do niego w pierwszym rzędzie należy mieć pieczę o swoich podopiecznych. Jak niegdyś ratował swego przybranego Syna od śmierci przed Herodem, jak był stróżem Matki Jezusowej, jak we wszystkim Jezus i Maryja byli mu posłuszni, tak obecnie ani Maryja, ani Jezus nie mogą nic odmówić św. Józefowi. On więc przedstawia umierającego najpierw Pośredniczce, Matce Jezusowej, a potem razem z Matką Jezusową przedstawia umierającego Jezusowi, prosząc o łaskę i zbawienie, a Jezus, dawca łaski i zbawienia, zalicza umierającego do grona swoich wybranych.
Módlmy się więc do św. Józefa: „Nadziejo chorych..., Patronie umierających..., Postrachu szatanów...", te trzy bowiem zadania spełnia św. Józef wobec tych, którzy się do niego uciekają, którzy jego opieki szukają, szczególnie w ostatnim momencie, od którego zależy wieczne szczęście.
Stawmy sobie przed oczy obraz naszej śmierci: leżymy na łożu, z którego już nie powstaniemy. Mamy rozporządzić dom nasz, to jest duszę i ciało, bo umrzemy. Wołają więc kapłana i odprawiamy spowiedź. Choroba odbiera nam pamięć naszych grzechów, ciężko nam zdobyć się nawet na wypowiedzenie tego, co pamiętamy, więcej może ciśnie się do duszy bojaźń śmierci niż żal za grzechy lub nadzieja nieba. Otaczający smutnie spoglądają na nas, czasem szeptem wypowiadają sąd, który słyszymy, powtarzają zdanie lekarza, że nie ma nadziei, że jeszcze tej nocy lub za parę godzin nastąpi koniec. Kapłan udziela rozgrzeszenia, uspokaja chorego, żeby się nie lękał, bo chociażby czego zapomniał, to wszystko jest mu odpuszczone; poleca mu wzywać imię Jezusa i Matki Najświętszej, odmawiać akty skruchy. Potem odchodzi. Chory na razie, choć cały w potach śmiertelnych, przecież spokojny. Aż tu naraz szatan rozpoczyna swój piekielny taniec: podsuwa choremu pokusy zwątpienia, rozpaczy, przypomina mu grzechy, których nie wyznał na spowiedzi, a może za nie żałował, przedstawia mu całe jego życie, które nic nie dało Bogu ani bliźnim. Biedny chory wodzi oczyma, odwraca nawet głowę od tych smutnych obrazów, a one wracają z całą siłą. Diabeł, jak Herod, chce zabić duszę i ciało umierającego. Któż w tej ostatniej walce pomoże umierającemu? Kto go pocieszy? Kto obroni?
Szczęśliwi chorzy, którzy czcili i wzywali Patrona dobrej śmierci! Święty Józef przyjdzie im z pomocą, bo on jest nadzieją chorych i patronem umierających, bo on jest pogromcą szatanów. On stanie przy łożu umierającego, i choć wszystko i wszyscy go opuszczą, on nie opuści swego czciciela. On pamięta, że przy jego śmierci byli Jezus i Maryja, on poprosi, by przyszli i teraz, aby jego czciciel nie doznał zawodu, bo: Szczęśliwy, kto sobie Patrona, Józefa, ma za opiekuna!/17 Przyjdzie Maryja i Jezus, a szatan ucieknie. Matka Najświętsza, stojąca pod krzyżem chorego, rzuci na niego kropelkę Krwi Jezusowej i mocą tej Krwi Jezus otworzy choremu bramy niebios, a jeszcze więcej, Serce swoje. Chory umrze spokojnie i pogodnie, tak jak umierał św. Józef, w objęciach Jezusa i Maryi.
Jest jednak inna jeszcze choroba; nie można jej nazwać śmiertelną, ale czasem jest ona nieuleczalna. Są to nałogowe grzechy powszednie i nawyki, które osłabiają duszę i sprawiają, że dusza ciągle słabuje i nic doskonale nie czyni. Kto więc nie chce chorować, kto z tych stałych słabości chce wrócić do pełnego zdrowia i pewnym krokiem dąży do doskonałości, niech czci św. Józefa, niech go weźmie jak św. Teresa za lekarza swej duszy, a na pewno wyzdrowieje/18.
Prócz tej choroby i prócz tej śmierci, w której umiera ciało, jest jeszcze inna śmierć, o której niestety mniej się myśli i której nie wszyscy się lękają. Jest to śmierć duszy, grzech śmiertelny. Jest to śmierć straszna, bo ona zabija Boga w duszy, bo ona przekreśla dzieło zbawienia, bo ona marnuje Krew Jezusa, bo ona wtrąca duszę, a z nią i ciało do piekła. Ale i tu obrona św. Józefa okazuje się równie skuteczna. Często bowiem dusza tak się zawikła w sidła szatana i w sidła swojej namiętności, że nie znajduje siły, czyli brak jej mocnej woli, by wrócić do Boga. Kto jej drogę ułatwi? Oto św. Józef! Kto bowiem wzywa św. Józefa, z jego pomocą nawróci się, wstanie ze śmierci grzechu do zmartwychwstania łaski, którą mu uprosi św. Józef.
Na cmentarzach naszych, na tej roli Bożej, w tej ziemi świętej, leży tysiące i tysiące umarłych, niestety nie wszyscy oni święci. Są między nimi i tacy, których śmierć była błogosławioną w oczach Pańskich, i odpoczywają w pokoju wiecznym. Są między nimi i tacy, którzy bez Boga umarli i pogrzebani są nie tylko w ziemi, ale pogrzebani są w piekle. Ale i poza cmentarzem są tysiące i tysiące błąkających się trupów, pogrążonych w grzechu ciężkim. Smutny obraz spustoszenia na miejscu świętym. Któż pomoże tym biednym do duchowego zmartwychwstania?
O, wy czciciele św. Józefa, którzy pod jego opieką cieszycie się życiem łaski i którzy może codziennie patrzycie obojętnie na to cmentarzysko duchowe, kierujcie modły wasze i ofiary do św. Józefa, który jest pociechą nieszczęśliwych, by raczył swoją potęgą i pośrednictwem sprawić, aby pod jego opieką wszyscy niewinne prowadzili życie!
A my wszyscy, którym zbawienie własne leży na sercu, uczyńmy postanowienie codziennie oddawać duszę naszą w ręce św. Józefa:
Jezus, Maryja, Józef, oddaję wam serce i ciało!
Jezus, Maryja, Józef, bądźcie przy mnie przy skonaniu!
Jezus, Maryja, Józef, niech przy Was w pokoju oddam Bogu ducha mego!
Święty Józefie, nadziejo chorych, bądź lekarzem na nasze choroby duszy!
Święty Józefie, Patronie umierających, uproś Matki Bożej łaskę świętej śmierci!
Święty Józefie, postrachu szatanów, daj Matki Bożej moc i zwycięstwo nad nimi w życiu i przy śmierci! Amen.
16/ W Litanii aprobowanej przez Kościół.
17/ Słowa znanej pieśni ku czci św. Józefa.
18/ Życie, 6,5-6.
W: O. Anzelm Gądek, Ojciec i Opiekun, Kazania o św. Józefie, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2008.