Patrząc na obraz św. Józefa wszyscy mimo woli zatrzymujemy wzrok na Bożym Dzieciątku, które on [...] trzyma w ręku. Bez Dzieciątka Jezus św. Józef straciłby w oczach naszych swoją wielkość. Dziecię Jezus, które św. Józef piastuje na ręku, dodaje mu takiej godności i chwały, jakiej żaden ze świętych nie ma.
Kościół modli się: wielu patriarchów, proroków i królów chciało widzieć i uwielbiać to Dziecię, a nikomu nie było dane tak, jak Józefowi, nie tylko oglądać, podziwiać, uwielbiać, lecz piastować, pieścić i całować Dzieciątko Jezus, więcej jeszcze, być Bogu-Dziecięciu przybranym ojcem na ziemi. Dlatego św. Józefa nie można oddzielić od Dzieciątka Jezus. Czujecie to sami, że gdyby obraz św. Józefa był bez Dzieciątka, samo imię Józefa straciłoby swoją piękność.
Syn Boży stawszy się Dziecięciem, u Józefa chciał mieć swój bezpieczny kącik, jemu się powierzył i oddał, a przez to wywyższył go ponad wszystkich świętych. Największą aureolą św. Józefa jest i pozostanie zawsze Dziecię Jezus. To jedna prawda. Lecz z drugiej strony zważmy, że tej aureoli odpowiadały czyny. Jezus jest dla Józefa największą chwałą. A kim jest św. Józef dla Jezusa? Ojcem przybranym, opiekunem, stróżem, wychowawcą. Któż zliczy te troski ojcowskie, którymi otaczał Dziecię Jezus? Kto pojmie cierpienia duszy, jakie przeżywał w tych troskach? Jezus, Syn Boży, zawdzięcza Józefowi ocalenie od śmierci z ręki Heroda, opiekę i życie podczas pobytu w Egipcie, wychowanie i naukę w Nazarecie. Co najlepszego czyni miłość ojca dla dzieci, to Józef czynił dla Syna Bożego, co dobry rodzic daje synowi, to św. Józef dał Dzieciątku.
Wyciągnijmy z tego wnioski. Wielkie są troski rodziców w wychowaniu dzieci, jak to widzimy u św. Józefa, lecz wielka również, owszem, jedyna chwała dla rodziców jest z dobrych dzieci. Dobre dzieci to największy skarb i największy majątek rodziców. Kim bowiem jest dziecko w rodzinie? Jest ośrodkiem, ku któremu zbiegają się myśli, słowa, troski i zabiegi rodziców. Dziecko jest świętością wzajemnego pożycia rodzicielskiego. Ono jest nie tylko własnością rodziny, ale jest nietykalne, nikt mu nie śmie wyrządzić krzywdy, bo ta krzywda równocześnie dotyka rodziców, którzy boleśniej ją odczuwają niż samo dziecko.
Jak nad arką w Starym Testamencie unosiły się dwa cherubiny i skrzydłami swymi okrywały ją, a często spływał na nią obłok, a w nim Majestat Boga (por. Wj 25, 20), tak coś podobnego dzieje się w rodzinie. Ośrodkiem rodziny jest dziecko; nad nim, jak nad arką mają czuwać dwa cherubiny, ojciec i matka, a nad tym wszystkim spoczywa obłok Pański, to jest Bóg i Jego błogosławieństwo. Śliczny jest obraz Świętej Rodziny: z jednej strony Maryja, z drugiej św. Józef, a w środku Dziecię Jezus; nad Nim często unosi się gołębica, symbol Ducha Świętego. Podobnie i nad dzieckiem w rodzinie spoczywa miłość rodzicielska. W obrazie tym streszcza się duch rodzinny.
Gdy przeto dziecko jest taką świętością, należy mu się od rodziców wszelka troska. Bóg dał dzieciom osobne przykazanie, by kochały ojca i matkę, bo sama natura o to woła. W dziecku rodzice odnajdują siebie i dlatego jak nikt nie nienawidzi siebie, ale siebie kocha, tak i więcej jeszcze rodzice kochają dziecko.
Cenę i wartość dziecka Bóg sam najlepiej określił, gdy sam stał się dziecięciem. Toteż Pan Jezus szczególniejszą miłością darzył dzieci. Znamienne są jego słowa: Dopuście maluczkim przychodzić do mnie (por. Mt 19, 14; Mk 10, 14; Łk 18, 16). Te słowa nieustannie brzmią i zawsze brzmieć będą w Kościele, i będą najwyższym zadaniem posłannictwa kapłańskiego. Gorszycielom tych maluczkich Pan Jezus grozi niemiłosiernie (por. Mt 18, 6). Dla dziecka przede wszystkim Bóg uświęcił małżeństwo łaską sakramentu, aby mu zapewnić byt doczesny i wieczny.
Jakież więc obowiązki i troski włożył Bóg na rodziców? Powie wam o tym św. Jan Złotousty: Troski rodziców, to troski św. Józefa koło Dzieciątka Jezus. A do ojca rodziny tenże Święty tak mówi: Czyż to nie sam Bóg dał ci skarb w dom twój - dziecko? Czyż nie od początku jego istnienia ustanowił cię nauczycielem, wychowawcą, opiekunem? Czyż nie całą władzę Bozą masz nad nim? Jeśli zaniedbasz ten obowiązek, czyż możesz liczyć na przebaczenie?
Trzeba więc najpierw dać dziecku Boga. Czytać, pisać, rachować nauczy się dziecko w szkole, kochać Boga nauczy się tylko w rodzinie, od ojca i od matki. To powinno być pierwsza troską rodziców. Mają nauczyć dziecko czcić Ojca w niebie przez modlitwę: Ojcze nasz, który jesteś w niebie; mają nauczyć czcić Matkę Jezusową przez Zdrowaś Maryjo; mają nauczyć Wierzę w Boga i zapoznać je z prawami zawartymi w tej modlitwie: mają nauczyć je obcować z Aniołem Stróżem. Dzieci powinny wiedzieć, że Bóg za dobre nagradza niebem, a za grzech karze wiecznym ogniem.
Najlepiej przemawia do dziecka i działa na jego wyobraźnię obraz. Myślę, że żaden obraz nie nadaje się tak skutecznie do wychowania dzieci na dzieci Boże, jak obraz św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus. Gdy dziecko posłyszy, jak św. Józef bronił Dziecię Jezus, jak Je pielęgnował i karmił, jak dla Niego pracował i cierpiał, jak małego Jezusa prowadził do kościoła w Jerozolimie, jak Go tam szukał, to pokocha tego świętego całym sercem, a przez niego - i to najważniejsze - pokocha Dziecię Jezus. Będzie naśladować Jego życie, a to wszystko dlatego, by zapewnić sobie opiekę św. Józefa. W ten sposób przedstawiony dzieciom św. Józef stanie się prawdziwym ich wychowawcą, opiekunem i ojcem. Oby rodzice i wychowawcy chcieli zrozumieć ten sposób wychowania!
A oto drugi obraz św, Józefa: Święty Józef broni Dzieciątko Jezus przed Herodem. To drugi wielki obowiązek rodziców: strzec dzieci od grzechu i od okazji do grzechu. I tym obrazem jakże skutecznie można zachęcić dziecko, by strzegło się grzechu, bo grzech jak Herod morduje duszę dziecka. Jakże potężne pobudki można podać dziecku, by unikało grzechu, choćby mu cierpieć przyszło, a nawet umrzeć, by nie popełnić grzechu. W tych rozważaniach dzieci również przylgną do Dzieciątka Jezus i pokochają św. Józefa, który tak skutecznie obronił Je przed Herodem.
Rodzice troszczą się, by dziecko się nie skaleczyło, nie upadło, rączki albo nóżki nie złamało, nie spaliło się albo nie sparzyło, chwalebne to i piękne. Ale niech również starają się wszystkimi siłami, żeby to dziecko nie straciło świętości, by nie skaleczyło duszy namiętnościami, złymi okazjami, ze złymi towarzyszami. Święty Józef prowadzi Dziecię Jezus do świątyni Jerozolimskiej. Prowadzi, nie wysyła. Oto znowu obowiązek ojca i matki: prowadzić dziecko do kościoła, nie tylko małe, nie tylko dwunastoletnie, ale jeszcze i dwudziestoletnie. Matki prowadziły dzieci do Pana Jezusa, by je pobłogosławił, niechże ojcowie i matki prowadzą dzieci do kościoła, do spowiedzi, na kazanie, na katechizm, tak jak św, Józef dwunastoletniego Jezusa prowadził na słuchanie Pisma Świętego.
Dwunastoletni Jezus został w [świątyni], A św. Józef Go szukał, trzy dni Go szukał, aż Go znalazł w [świątyni]. A wasze dzieci jakże często poza domem pozostają, ale nie w kościele, nie na kazaniu, nie miedzy kapłanami, lecz poza kościołem, na ulicy, na brukach, po kinach, nie świętych nauk słuchają, lecz brudami ulicy się karmią, brzydkim mowom się przysłuchują i obcując z zepsutymi kolegami uczą się, jak gubić niewinność, nim poznają, co to jest niewinność.
Rodzice, patrzcie na Józefa! On trzy dni szukał Jezusa, któremu przecież groziło nie niebezpieczeństwo grzechu, a wy nie tylko nie szukacie waszych dzieci, ale często prowadzicie je tam, gdzie jest zgorszenie.
Wrócili Rodzice z Dzieciątkiem Jezus do Nazaretu, by zająć się Jego wychowaniem i nauczyć zawodowej pracy. Jezus był im poddany (por. Łk 2, 51). Oto dalszy obowiązek rodziców: nauczyć dziecko pracować, zaprawić do porządku i karności, i co bardzo ważne, nie pozwalać dzieciom na próżnowanie. Ojcze ucz twe dziecko modlitwy, ale ucz i pracy, bo w niej nauczy się posłuszeństwa, karności i porządku. Gdzie wam znajdę nauczyciela? Oto św. Józef jest najlepszym nauczycielem, bo samego Boga uczył i Bóg go słuchał, on był mistrzem dla Syna Bożego, choć Syn Boży był mistrzem wszechświata.
W Nazarecie Boże Dzieciątko rosło, jak mówi Ewangelia, i pomnażało się w mądrości i w latach i w łasce u Boga i u ludzi (por. Łk 2, 52). Józef nie był tylko niemym świadkiem tego, ale był nauczycielem Dzieciątka. Tajemnicą okryte są dalsze lata życia Jezusa, aż do lat trzydziestu. Ale kiedy Jezus ukazuje się nad brzegiem Jordanu, by zacząć życie publiczne, Ewangelista zaznacza, że był uważany za syna Józefa (por. Łk 4, 22). Cóż się działo w tym długim okresie osiemnastu lat, od dwunastego do trzydziestego roku życia Jezusa? To okres życia rodzinnego, dalszego kształcenia Jezusa w zawodzie, Jego ćwiczenie się w posłuszeństwie Józefowi, i w innych cnotach domowych.
Ten okres lat młodzieńczych jest najważniejszy w wychowaniu dzieci. A tymczasem, gdy dziecko opusci szkolne ławki, gdy zacznie zarabiać, zwykle rodzice patrzą, ile ono przyniesie do domu, a nie myślą już o tym, co dziecko wyniesie z domu. W tym okresie rodzice zaniedbują swoje obowiązki, bo przede wszystkim nie pamiętają, że jeśli zawsze, to w tym okresie szczególniej, dziecko potrzebuje serca, miłości matczynej, roztropnego kierownictwa i mocnej ręki ojca, i co bardzo ważne, dobrego przykładu. Dlatego rodzice, ojcowie i matki, idźcie do Nazaretu do św. Józefa na lekcję, jak wychowywać dorastające dzieci. Tam zrozumiecie, że trzeba dać dzieciom w ręce pracę, także trzeba dać im utrzymanie, ale nade wszystko macie dać im dobry przykład w świętym i bogobojnym obcowaniu wzajemnym, by dziecko czuło, że mu dobrze w domu i by nie szukało pociechy poza domem. Jeśli zaś w domu są kłótnie i przekleństwa, jeśli dziecko nie usłyszy dobrego słowa, to będzie uciekać z domu, błąkać się po ulicach, kinach czy karczmach, wystawać będzie pod oknami domów podejrzanych, będzie miało upodobanie w nocnych wycieczkach. Dlatego, rodzice, przede wszystkim pilnujcie siebie i czuwajcie nad dziećmi; niech pod waszym okiem rosną w łasce, w mądrości i latach, a także w pracowitości i w cnotach. Jak św. Józef z Jezusem, tak ojciec i matka niech żyją ze swymi dziećmi. Dzieci wychowane pod opieką św. Józefa, który jest najlepszym pedagogiem i wychowawcą także rodziców, będą miały jak Jezus lat trzydzieści, może czterdzieści i pięćdziesiąt, a będą się uważały i uważane będą za wzorowe dzieci swych rodziców.
We Lwowie na cmentarzu Łyczakowskim, przy grobie świętej zaiste matki stanęło ośmioro dzieci, sierot bez ojca i matki, z których najstarsze miało lat dwanaście. Ustawiono je rzędem, że wyglądały jak flet organowy. Rozdzierający był płacz i jęk tych dzieci. Nie było nikogo spośród obecnych, kto by nie płakał. Ale nie zmarniały sierotki, bo miały zasiew Boży w duszach, bo miały świętą matkę, bo za opiekuna miały św. Józefa. I wszystkie, choć bez grosza, w cudowny sposób znalazły dalsze wychowanie i opiekę.
A przeto i wy oddajcie dzieci wasze opiece św. Józefa, on zastąpi im ojca i matkę i będzie opiekował się nimi jako swymi przybranymi dziećmi. I my wszyscy bądźmy dziećmi św. Józefa. Bo choćbyśmy się postarzeli i posiwieli, potrzebujemy zawsze nie tylko opieki, ale serca i ciągłego wychowania. A to nam da św. Józef. On, mąż sprawiedliwy, zawsze nas będzie uczył chodzić drogami Bożymi i zabezpieczy nam nie tylko żywot doczesny, ale ten najszczęśliwszy - wieczny. Amen.
W: O. Anzelm Gądek, Ojciec i Opiekun, Kazania o św. Józefie, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2008.