Vitalis: Św. Józef

Myślę, że św. Józef
nie jest tylko figurą do… bożonarodzeniowej szopki,
pokornym, aż po bezczynność,
milczący, milczący, milczący.

Jako stolarz,
musiał mocniej pociągnąć heblem,
aby dorastający Jezus mógł dobrze rozróżnić
między łagodnym i chropowatym sercem.

Jako cieśla,
musiał dobrze przyłożyć siekierą,
aby Jezus mógł kiedyś powiedzieć,
że trzeba wziąć rozbrat, oby na zawsze,
z tym co zbyteczne i grzeszne.

Musiał też odrzucać zdecydowanym gestem
wszelkie kawałki drewna niepotrzebne,
aby Jezus wzrastający w latach przyzwyczajał się powoli
do jedynie dwóch belek krzyża,
niezbędnych dla zbawienia ludzkości.

Jako kowal,
musiał dobrze uderzyć młotem,
by w jedno ciało połączyć osobne części,
aby dorastający Jezus z wyprzedzeniem mógł pojąć
bolesną więź drzewa z krwawiącymi gwoźdźmi.

Jako rzemieślnik,
musiał materii bez nazwy, bez imienia,
nadawać nową formę życia,
aby i Jezus mógł się uczyć,
jak przekazać prawdę o potrzebie nowego zrodzenia.

Jako twórca, artysta, rzeźbiarz –
dlaczegóż nie nazwać go również tak? –
tworzył swoje dzieła w przejrzysty sposób,
czy to w blasku dnia, czy w ciemności nocy,
aby pewnego razu Jezus mógł rzec,
że nie można światła trzymać pod korcem.

I może się wydawać nie na nasze czasy,
bo jakże mógł tak czysto trwać przy tak ślicznej pannie,
dla której inny straciłby umiar i opanowanie?

Ale to wszystko po to,
aby Jezus mógł wynieść potem
do rangi błogosławieństwa tę cnotę.

We wszystkim co czynił,
był robotnikiem uczciwym.
Jego praca nigdy nie była kiczem.
I Jezus uczył się za jego przykładem,
i czynił w swej misji…
to samo.

Cremisan – Jerozolima, 19 marca 2003 r.