Córka moja, Grażyna, urodzona w 1956 roku 20 lutego, mając osiem miesięcy zachorowała na obustronne zapalenie płuc. Zawiozłam ją do szpitala w Kaliszu gdzie po przebadaniu lekarz oświadczył mi, że jest beznadziejna sytuacja i że tylko "Cud" może jej pomóć. Byłam strasznie zrozpaczona, kiedy powiedział mi, że mam na drugi dzień przyjechać z becikiem po ciało, bo w przeciwnym razie bedę ponosić duże koszty przewozu zmarłej córki. Dał mi tylko jedną nadzieję: IDŹ DO ŚWIĘTEGO JÓZEFA I MÓDL SIĘ ON CI POMOŻE. Poszłam do Św. Józefa - modliłam się ze łzami w oczach, zakupiłam mszę św. w intencji uzdrowienia córki i wróciłam do domu w Grochowach, bo tam wtedy mieszkałam z mężem, dwoma synami i drugą córką bliżniaczką tej chorej. Na drugi dzień poprosiłam matkę chszestną chorej córki i obydwie z becikiem pojechałyśmy do szpitala. Lekarz spytał czy byłam u ŚWIETEGO JÓZEFA? Odowiedziałam mu, że tak odpowiedział "WIEM, bo córka pani żyje i będzieżyć żyć - to jest Cud, bo ja nic nie mogłem o Ona o północy usiadła na łóżeczku ze złożonymi rączkami i co jakiś czas łapała się za włoski na głowie - to była jej modlitwa dziękczynna."
Córka wyzdrowiała i żyje ma czworo dzieci mieszka w Koninie. Obecnie jest poważnie chora, o czym nikomu nie chce opowiadać, nawet mnie. Wiem, że Święty Józef nie musi się nikogo pytać i pomoże jej, proszę go o to tak, jak kiedyś, prawie 50 lat temu. Ja mam 78 lat i jestem blisko końca tej drogi, ale ona ma jeszce czas. Święty Józefie wysłuchaj mej prośby, którą zanoszę do Ciebie. Janina, matka.
Z: Sanktuarium w Kaliszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz