Rola św. Józefa w moim życiu
Świadectwo s. Faustyny ze Wspólnoty monastycznej Rodzina św. Józefa z Francji wygłoszone podczas 38. Sympozjum Józefologicznego w Kaliszu 28 kwietnia 2007 roku
Przed wstąpieniem do wspólnoty, prawdę mówiąc niewiele znałam św. Józefa. Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek sama od siebie do niego się modliła. Natomiast często modliłam się do Maryi i on w szczególny sposób towarzyszyła mi w życiu. Zresztą w mojej rodzinie Maryja była bardzo czczona. Mój brat mając 13 lat został w cudowny sposób uzdrowiony za wstawiennictwem Matki Bożej z Lourdes. Powikłania po nierozpoznanej w wieku czterech lat szkarlatynie spowodowały poważne uszkodzenie słuchu, lekarze nie dawali nadziei na poprawę. Codzienna Eucharystia wraz z Nowenną do Matki Bożej z Lourdes, połączonej ze smarowaniem uszu wodą z Lourdes zakończyła się cudownym uzdrowieniem.
Również i ja sama doświadczyłam podobnej łaski w wieku 15 lat po prawie 10-cio miesięcznym pobycie w szpitalu. Nie były to zresztą jedyne przypadki w mojej rodzinie. Nieco później, studiując i pracując w Krakowie związana byłam z parafią Matki Bożej z Lourdes.
Maryja była stale obecna w moim życiu, ale św. Józef? Jak to się stało, że znalazłam się w Rodzinie św. Józefa? Myślę, że to on sam mnie znalazł lub też Maryja przyprowadziła mnie do niego, bo rodzina bez ojca jest niepełna. Potrzeba, aby nasza relacja zarówno z matką, jak i z ojcem, a więc zarówno z Maryją, jak i św. Józefem, pogłębiała się każdego dnia.
Kiedy przyjechałam po raz pierwszy do Francji, by zobaczyć wspólnotę, było to „tak przez przypadek” 11 lutego, w święto Matki Bożej z Lourdes. Jakież było moje zdziwienie i radość, gdy dowiedziałam się, że poprzednie właścicielki domu, w którym mieszka nasza wspólnota, spotkały się w Lourdes w czasie objawień z siostrą Bernadetą. Następnie ufundowały figurkę Matki Bożej, która znajduje się Grocie Masabielskiej. Jej makieta była zrobiona w ich domu, który później zapisały siostrom szarytkom z Never. Te z kolei 12 lat temu odsprzedały go naszej wspólnocie. Tak więc to Maryja przyjęła mnie do wspólnoty, bo św. Józefa, tego, który był głową Rodziny jeszcze nie znałam i niewiele o nim wiedziałam. A jak przychodzi się do jakieś rodziny i wychodzi nam naprzeciw ktoś, kogo dobrze znamy, to czujemy się raźniej.
Pierwsze lata we wspólnocie były dla mnie poznawaniem św. Józefa, jego roli w życiu Jezusa, roli, jaką spełnia w życiu Kościoła i roli, jaką może i pragnie spełnić w życiu każdego z nas. Najpierw było to poznawanie takie trochę intelektualne poprzez kasety, konferencje, lekturę. Codzienne wizyty w kaplicy św. Józefa na wzgórzu koło klasztoru i chwile osobistej modlitwy w tym właśnie miejscu sprawiły jednak, że z czasem zaczęła nawiązywać się między nami pewna relacja. Pamiętam, jak któregoś dnia ze wzruszeniem uświadomiłam sobie, że jestem jego córką. I to nie tylko dlatego, że przynależę do wspólnoty, która określa się jako jego rodzina, ale kryło się za tym coś więcej.
Kilka lat temu, 19 marca uderzyły mnie słowa św. Teresy z Avila, która powiedziała, że gdy prosiła o coś św. Józefa w dzień jego święta, to nigdy jej nie odmówił. Postaanowiłam sprawdzić czy to prawda. I poprosiłam w ten dzień o 2 rzeczy, które były łatwe do sprawdzenia – o następne powołanie z Polski, bo od kilku lat ciągle byłam jedyną Polką. Druga prośba dotyczyła mojej rodziny. Obie te prośby zostały wysłuchane. 4 marca następnego roku (a więc przed świętem św. Józefa) kolejna Polka została przyjęta do postulatu. Zachęcona tym wydarzeniem, 19 marca poprosiłam o kolejną rzecz. Dwie godziny później na moim biurku leżało to, co prosiłam. Odpowiedź św. Józefa była bardzo szybka.
Były to prośby ważne, ale nie dotyczyły one mnie bezpośrednio. Następnego roku ośmieliłam się poprosić św. Józefa o coś bardzo osobistego. I tak św. Józef stał się moim przewodnikiem duchowym. W sposób bardzo dyskretny, ale i bardzo konkretny zaczął wprowadzać mnie w tajniki życia wewnętrznego. Były to lekcje bardzo ważne dla mnie. Charakterystycznym było to, że robił to w taki sposób, że nie zawsze od razu uświadamiałam sobie, komu zawdzięczam pomoc. Dopiero po głębszym zastanowieniu się i przeanalizowaniu faktów odkrywałam jego prowadzenie. Doświadczałam tego zwłaszcza mieszkając w ostatnim czasie w Mont-Rouge na południu Francji. Jest to miejsce, które od 40 lat w szczególny sposób jest poświęcone św. Józefowi.
Tam też moja relacja ze św. Józefem nabrała innego kolorytu. Duży ośrodek, otoczony winnicami sprzyja kontemplacji. Dotychczas wydawało mi się, że moje powołanie jest bardziej apostolskie. A pobyt w Mont-Rouge pozwolił mi odkryć i bardziej docenić wymiar kontemplacyjny naszej wspólnoty. Tam też odkrywałam św. Józefa przede wszystkim jako tego, który zanurzony był w słowie Bożym, i który uczy nas jak przemieniać naszą codzienną pracę w Opus Dei, w dzieło Boże. Pobyt w tym miejscu pomógł mi inaczej spojrzeć na moje własne powołanie, moją drogę. Zrozumiałam jak ważne są zwykły uśmiech, serdeczny gest, dyskretne towarzyszeniem ludziom.
Śmieję się, że na pożegnanie, przed wyjazdem z Mont Rouge otrzymałam od św. Józefa mały prezent. Znalazłam na biurku książeczkę św. Alfonsa de Liguori zatytułowana „Wola Boża”. Nikt nie wiedział skąd ona się tam wzięła, kto ją tam położył, a dla mnie stała się ona programem dla mojego życia zakonnego. Przekonana jestem o tym, że był to drogowskaz, dany mi przez św. Józefa przed wyjazdem z tego miejsca, które jest jakby kolebką dla naszej wspólnoty.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o jednym wydarzeniu. W pewnym momencie jakbym na nowo odkryła również Maryję. Dokonało się to dzięki „Traktatowi o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” Grignon de Montford. Książkę te znałam wcześniej, ale tym razem przemówiła ona do mnie w zupełnie inny, nowy sposób. Przekonana jestem, że tym razem to św. Józef skierował mnie w stronę Maryi. Było w tym coś takiego bardzo dziwnego. Czułam się jak dziecko ujęte za ręce przez Maryję i św. Józefa, którzy zapraszali mnie do tego, by podobnie jak Jezus, pozwolić się im prowadzić do Nazaretu, by tam być im poddanym i by tam wzrastać w mądrości, latach i w łasce u Boga i u ludzi.” (Łk 2,5). Pragnę podziękować Bogu za tę nową rodzinę, która mi ofiarował.
Z: Sanktuarium w Kaliszu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz