Ewangelia św. Mateusza odkrywa nam charakterystyczną zaletę św. Józefa — jego całkowitą uległość, giętkość, podatność wbec wskazówek pochodzących z nieba. Natomiast o tym wszystkim, co się odnosi do jego ludzkiej działalności, stanowiska społecznego, zawodu, darów naturalnych i całej strony materialnej jego bytowania, Ewangelia nie mówi ani słowa. To znaczy, że działał on, we wszystkim i zawsze, z całkowitą, wewnętrzną niezależnością od tych spraw i z doskonałą wiernością wobec Boga. Józef umiał podejmować inicjatywę i brać na siebie odpowiedzialność. Ponieważ był sprawiedliwy, postępowanie jego było prawe i nieposzlakowane.
Józef, jak to było jego obowiązkiem, przygotował swą przyszłość tak, jakby wszystko zależało od jego działalności. To nie on sam włączył się w tajemnicę Słowa Wcielonego. Z własnego wyboru związał swe życie z życiem Maryi i obydwoje, jak wszyscy młodzi małżonkowie w Izraelu, snuli marzenia o przyszłości. Były to piękne marzenia, dużo piękniejsze od marzeń innych młodych ludzi. Gdy Pan przyszedł wziąć w posiadanie Tę, którą wybrał, Józef zawahał się, czy ma być nadal towarzyszem Jej drogi. Nie chciał, jak powie później św. Wincenty a Paulo, „wdzierać się w postanowienie Opatrzności".
Kiedy przyszedł anioł, aby mu oznajmić jasno wolę Bożą, Józef całym sercem i z wszystkich sił przyjął ją i starał się wypełnić. Według mocnego wyrażenia Ewangelii, „wziął swoją Małżonkę do siebie". Do tej chwili sądził, że jest dla Maryi ,Jej panem i władcą", odtąd będzie sługą „swej Pani, Matki swego Pana", jak mówi św. Bernard. Oto znalazł się w służbie wielkiej sprawy odkupienia rodu ludzkiego. Anioł mu powiedział: „Nadasz Mu imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów" (Mt J, 21).
W ciszy nocy otrzymał światło. Od tej chwili jego serce i dusza są pełne pokoju, bardziej uległe, gotowe na przyjęcie poruszeń Ducha Świętego. Właśnie pod wpływem natchnień tegoż Ducha udał się do Egiptu i z Jego polecenia powrócił do ziemi Izraela. Teraz oczekuje dokładniejszej wskazówki co do woli Bożej, ponieważ na jego drodze piętrzą się trudności, a on nie powinien działać inaczej, jak tylko w całkowitej zgodzie z tym, co zadecydował Ojciec.
Ukazanie się anioła Józefowi po przybyciu do Judei, jest ostatnim zjawieniem, o jakim wspomina Ewangelia, jednakże treść tego poselstwa nie została przytoczona. Anioł odpowiedział na pytanie, które stawia sobie Józef; to Nazaret w Galilei ma być tym miejscem, gdzie upływać będą dziecięce lata Zbawiciela. Anioł nie powiedział: „Weź Dziecię i Matkę Jego" i nie jest napisane, że Józef „wziął Dziecię i Matkę Jego". Jest to podróż w pogodnej atmosferze wolności i radości. Józef i Maryja znajdą w Nazarecie ten kraj, który przywodzi im na myśl tyle słodkich i ważnych wspomnień.
Z Gazy skierowali się więc ku północy, wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Ponieważ nie śpieszyli się tak, jak to musieli czynić idąc w tamtą stronę, i nikt ich nie oczekiwał w Nazarecie, mieli czas rozmyślać dowoli nad scenami biblijnymi, które przypominały im mijane okolice. Oto Gaza słynna z powodu bohaterskich wyczynów Samsona w walce z Filistynami; Azoth przypominające uwięzienie Arki Przymierza i przykre przypadki bożka Dagona; równiny Sephela i Saronu śpiewały o żyzności swych pól zbożowych i swoich sadów. Podróżnicy przeszli przez Jaffę, w starożytności zwaną Joppe, gdzie wsiadł na okręt Jonasz; ominęli Cezareę, rezydencję królów idumejskich i prokuratorów rzymskich. Był to szlak karawan i armii.
Wreszcie ukazał się przylądek Góry Karmel, świętej góry, z której szczytu Eliasz, mąż Boży, ujrzał lekką chmurkę wychodzącą z morza i potężniejącą szybko, aż wylała obfite strugi deszczu na okolicę spaloną posuchą trwającą już trzy lata. W głębi swego serca Józef myślał, że malutka chmurka, nie większa od ludzkiej stopy, jest proroczym symbolem jego Oblubienicy, która przynosi światu nie zwykły deszcz, ale rzeki wody żywej. Zapewne nucił sobie półgłosem niektóre wiersze z Pieśni nad pieśniami: „Głowa twoja jak Karmel, włosy głowy twej jak królewska purpura, spleciona w warkocze" (Pnp 7, 6). Jak również te słowa Izajasza: „Chwałą Libanu ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Saronu" (Iz 35, 2). Te teksty tak dobrze stosują się do Matki i Dziecka.
Herod zmarł z początkiem kwietnia, na krótko przed świętem żydowskiej Paschy. Powrót z Egiptu musiał więc nastąpić przy końcu kwietnia lub w początkach maja, to znaczy pod koniec wiosny i na początku okresu wielkich upałów. Lekka bryza morska miarkowała ten upał, mocny zapach kwiatów, piękno okolicy, a także wspomnienia przeszłości napełniły serca radością. Teraz Nazaret nie było już daleko. Podróżnicy minęli równinę Cison, przeszli kilka zalesionych wzgórz i wyszli na równinę Esdrelon. Była to wielka połać pól zboża, na których w tej chwili pracowali już żniwiarze.
Zbliżając się do Nazaretu, zaczęli zadawać sobie pytanie, jakie spotka ich przyjęcie i w jakim stanie znajdą swój dom. Ewangelia nic nam na ten temat nie mówi, i tak jest lepiej, bo dzięki temu Święta Rodzina jest nam bliższa. W Nazarecie mieli przyjaciół, którzy uradowali się bardzo z ich powodu. Byli tam i ciekawscy, gotowi snuć różne historie, aby wyjaśnić sobie tak długą nieobecność; nie zabrakło pewnie podejrzeń i plotek, co w takich okolicznościach jest nieuniknione. W miasteczku chce się wszystko wiedzieć i wierzy się, że się rzeczywiście o wszystkim wie. Następnie, dom i warsztat były zajęte albo też stały opuszczone. Tak w jednym, jak i w drugim wypadku wyłaniały się problemy do rozwiązania. Jeśli dom pozostawał niezamieszkały, to bez wątpienia odwiedzili go złodzieje.
Józef i Maryja zachowali całkowite milczenie na temat tego, co przeżyli. Nie była to chwila, aby odkryć przed ludźmi obecnego wśród nich Zbawiciela. Czy zresztą mieszkańcy Nazaretu byliby wzięli na serio słowa Józefa i Maryi, skoro nie uwierzyli samemu Chrystusowi, i to wówczas, kiedy licznymi cudami dowiódł już prawdziwości swej misji. O pierwszych latach Jezusa w Nazarecie św. Mateusz nie mówi ani słowa, a św. Łukasz streszcza je wszystkie w tym jednym zdaniu: „Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim" (Łk 2, 40).
Wszyscy pisarze, dawni i współcześni, lubują się w sygnalizowaniu objawów geniuszu występujących już w dziecięcych latach ich bohaterów, prawdziwych czy fikcyjnych. W tym wypadku nie spotkamy nic podobnego. Ewangeliści są ogromnie powściągliwi. Nie przytaczają żadnego słowa Jezusa, które pozwoliłoby przypuszczać, że był On dzieckiem nadzwyczajnym lub co najmniej nad wiek rozwiniętym. To wskazuje na to, że Syn Boży przyjął naszą naturę nie pozornie, lecz całkowicie, a przyjął ją taką, jaką mamy wszyscy. Św. Paweł powie: „On był pierworodnym między wielu braćmi" (Rz 8, 29). W liście zaś do Hebrajczyków jest napisane: "Musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu" (Hbr 2, 17).
Podobnie jak u innych dzieci, organizm Jezusa rozwijał się, członki nabierały mocy; wkrótce potem zaczął wymawiać pierwsze słowa i stawiać pierwsze kroki. Łatwo wczuć się w radość Józefa i Maryi w ciągu tych pierwszych lat życia Jezusa. W młodej rodzinie wszystko staje się promienne wraz z przybyciem pierwszego dziecka. Któż nam opowie, jakich radosnych odkryć dostarczyło Maryi i Józefowi, dzień po dniu to Dziecię dane im przez niebo? Kto wypowie ich wzruszenie, gdy Jezus zaczął im okazywać pierwsze świadome objawy swojej tkliwości? I potem, gdy wymówił słowa tak oczekiwane: abba! tatusiu! i amma! mamusiu!
Dobrze jest rozmyślać o dziecięctwie Pana Jezusa i dzielić radość Maryi i Józefa. Jednak takie rozmyślanie może pozostać jałowe, jeśli
nie przekroczy granic poetycznego obrazu, który wyobraźnia może wzbogacać w dowolne szczegóły. Nie wystarczy kosztować radości estetycznych, podziwiać piękność Matki i Dzieciątka, wzruszać się ubóstwem domu i ciężką pracą Józefa. Jezus nie przyszedł do Nazaretu, aby dostarczyć nam estetycznych wzruszeń, lecz aby przybliżyć królestwo Boże.
Jest rzeczą konieczną ożywiać wiarę, aby w tych wydarzeniach dostrzec przyjście Pana. Wyobraźnia i uczuciowość są pożyteczne, nawet potrzebne, ale nie wystarczają do odkrycia tajemnicy Józefa i Maryi. My, którzy wiemy, co zdarzyło się później: nauczanie Jezusa, Jego cuda, Jego męka, Jego zmartwychwstanie, Jego Kościół i to wszystko co nam podają Ewangelie i Listy, przyjmujemy bez trudności, że to Dziecię, pozornie takie jak inne dzieci, miało jednak naturę transcendentną. Józef i Maryja mieli przed sobą tylko dziecko, które było głodne, któremu było zimno, które krzyczało, płakało, cierpiało i było całkowicie zależne od otoczenia.
Ten stan podlegania potrzebom natury i całkowitej zależności był wielką próbą wiary dla Maryi i Józefa. Dzień po dniu musieli sobie powtarzać, że to Dziecko, które widzieli kwilące, jest Synem Najwyższego, Tego, który rządzi wszechświatem i który wszystko stworzył. Święty Łukasz mówi nam dwukrotnie, że Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (2, 19 ż 51). To samo trzeba by powiedzieć o św. Józefie. Bez wątpienia Józef zachowywał w swym sercu wszystko, co widział i słyszał, aby rozmyślać nad tym, czego Pan chciał go nauczyć poprzez wszystkie te wydarzenia. Czyny i gesty Zbawiciela są niewyczerpanym źródłem medytacji, gdy umie się przejść ponad pozorami, by spotkać się osobiście z Jezusem, Synem Bożym.
Jezus powie potem: „Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień - ujrzał go i ucieszył się" (J 8, 56). I jeszcze: „Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli" (Alt 13, 17). Słuchacze Jezusa nie doceniali swego szczęścia. Mieszkańcy Nazaretu, wszyscy bez wyjątku, nie znali skarbu mądrości, mocy i miłości, który ukrywał się w ich miasteczku. Szczęśliwi Józef i Maryja! Oni widzieli, oni słyszeli, oni dotykali Słowa Życia.
Św. Bernard lubi przedstawiać św. Józefa niosącego na ręku Jezusa w drodze do Egiptu i z powrotem. Mówi, że w Nazarecie Józef musiał często brać Jezusa na kolana i uśmiechać się do Niego. W tym jest wzorem dusz szukających Boga (In Cantica Canticorum, 43, 5).
Opat z Clairvaux zazdrości Józefowi szczęścia, którego kosztował św. Patriarcha w tej rodzinnej zażyłości z Jezusem. Wyraziwszy przekonanie, że Bóg objawił Józefowi tajemnice, jakich nie znał żaden książę tego świata, dorzuca: "Jednym słowem, Tego, którego liczni królowie i prorocy pragnęli widzieć i nie widzieli, którego pragnęli słyszeć i nie słyszeli, św. Józef nie tylko widział i słyszał, lecz nosił Go na rękach, kierował Jego krokami, tulił w objęciach, pokrywał pocałunkami, żywił i czuwał nad Nim" (Super missus, 2, 16).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz