Człowiek pracy
1 maja Kościół czci "św. Józefa, robotnika"[16]. Oto jeden z przejawów wielkości św. Józefa: ten, który był "synem Dawida" (Mt 1, 20), był zarazem "robotnikiem", "sługą". Dziwi fakt, że wśród Apostołów nie ma syna Dawida, podczas gdy syn Dawida był potrzebny jako małżonek Maryi Panny, "z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem" (Mt 1, 16). Jako "sługa dobry i wierny" (zob. Mt 25, 21-23; zob. 24, 45; Łk 19, 17), św. Józef z pewnością był dobrym pracownikiem i uczy nas, jak być prawdziwym Bożym robotnikiem, czyli przyjacielem Boga, który nie zatrzymuje się na materialnym wymiarze tego, co robi. Św. Józef uświadamia nam, jak doniosłą rzeczą w oczach Boga jest praca.
Ludzka praca a duch ewangeliczny
Praca umysłowa i praca fizyczna zbyt często są sobie przeciwstawiane. Ale to jest spojrzenie socjologiczne, a nie chrześcijańskie. Nie brak dziś chrześcijan, którzy naznaczeni piętnem "dialektyki pana i niewolnika", uważają, że ponieważ do klasy robotniczej należą ludzie ubodzy, wobec tego wszystko, co się z nią wiąże, jest ewangeliczne[17]. Jednym z wielkich błędów naszej epoki jest gloryfikowanie robotnika przez przeciwstawianie go intelektualiście, gloryfikowanie pracy fizycznej przy jednoczesnej pogardzie dla pracy umysłowej. To przeciwstawienie nie pochodzi od Boga, podobnie jak jego przeciwieństwo, które stawiałoby na piedestale intelektualistę kosztem robotnika czy rzemieślnika. Nie mylmy chrześcijaństwa które, pochodząc od Ducha Świętego (Ducha miłości), przekracza ludzkie uwarunkowania z rodzajem wykonywanej pracy (z pracą rzemieślnika, robotnika w fabryce czy z intelektualną pracą filozofa lub teologa), należącym do ludzkich uwarunkowań. Można być pracownikiem wykwalifikowanym (rzemieślnikiem czy intelektualistą) albo złym pracownikiem; można wszystko psuć albo osiągać dobre wyniki, być zdolnym, być wirtuozem to wszystko jest ludzkie.
Uznawanie tego, co pochodzi od klasy robotniczej, siłą rzeczy za ewangeliczne, jest myleniem tego, co ludzkie, z tym, co nadprzyrodzone (chrześcijańskie). Jest to równie poważna pomyłka jak uznawanie pracy intelektualnej, wykonywanej dzięki posiadanym zdolnościom, za dzieło darów Ducha Świętego. Są to dwa skrajne ujęcia, oba jednakowo mylne i godne pożałowania, wpisujące się w nurt pozytywizmu (istnieje bowiem coś takiego jak pozytywizm chrześcijański). Podobnie jak wszystkie środowiska, klasa robotnicza ma swoje wady i zalety. Wszędzie można napotkać ludzkie zalety, a także wady, będące skutkami grzechu pierworodnego. Potrzeba, żebyśmy w duchu ewangelicznym potrafili się wznieść ponad to. Jak mówił już św. Paweł, nie jesteśmy ani niewolnikami, ani ludźmi wolnymi, ani Grekami, ani Żydami jesteśmy chrześcijanami, jesteśmy Chrystusowi[18]. Odnowa Kościoła, którą miał na celu Sobór Watykański II, przypomina nam z mocą, że jesteśmy Chrystusowi, a określenie "chrześcijański" jest mocniejsze niż cała reszta.
Często przeżywamy to niewłaściwie, nie w pełni to przyjmując, ale tym właśnie pragną żyć prawdziwi chrześcijanie, i to żyć bardzo intensywnie. Wspaniałe jest to zwycięstwo łaski: ludzkie uwarunkowania, zazwyczaj determinujące wszystko, zostają przekroczone. Oczywiście, nie zostają zanegowane, pozostają uwarunkowaniami, ale już nas nie determinują. Jest rzeczą oczywistą, że z psychologicznego punktu widzenia jesteśmy naznaczeni przez wczesne dzieciństwo, przez środowisko rodzinne, ale już nie na tym poziomie żyjemy. Św. Józef jest tym świętym, który ma nam to uświadomić.
Uświęcenie przez pracę
Józef, wykonując swoją pracę z miłością, bez marnowania czasu, dyletanctwa, rozgorączkowania czy gadulstwa, bez pychy czy zachłanności, pokazuje nam, że Kościół na samym początku swojego istnienia uświęcił pracę[19]. Uczy nas, jak czynić z pracy drogę uświęcenia, gdyż pracując, współdziałamy z wolą Ojca wobec nas. Praca ma wyrażać, ukazywać naszą miłość do Ojca i nasze pragnienie oddawania Mu chwały. Charakter pracy - czy jest to praca fizyczna, czy umysłowa powtórzę raz jeszcze: w oczach Boga nie ma wielkiego znaczenia. Ważne jest, w jakim duchu się ją wykonuje, czyli z pragnieniem oddania Ojcu chwały i kochania Go poprzez tę pracę i w tej pracy. Praca staje się wówczas czymś bardzo doniosłym. W tym kontekście można zrozumieć słowa wypowiedziane przez Jezusa nazajutrz po rozmnożeniu chleba: "Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy" (J 6, 27) czyli o Eucharystię. Św. Józef nie mógł oczywiście pracować dla Eucharystii, gdyż jej tajemnica nie została mu jeszcze objawiona, ale mógł pracować na chwałę Stwórcy, uczestnicząc w Jego dziele[20], i co więcej, na chwałę Ojca, spełniając Jego wolę. Pod tym względem pierwszy czynił to, o co prosi nas Jezus: by przez swoją pracę złożyć w darze materię ofiary, chleb i wino, "owoc ziemi i pracy rąk ludzkich"[21].
Św. Józef został świętym nie dlatego, że był dobrym pracownikiem, umiejącym zapanować nad materią; jeśli jest patronem robotników, to dlatego, że umiał przekroczyć nie tylko troskę o skuteczność i potrzebę panowania, ale także radość, jaką daje dobrze wykonana praca i ofiarować to wszystko Bogu. Dlatego powiemy, że św. Józef jest nie tyle "wzorem pracy", ile "wzorem miłości". Z pewnością pracował niestrudzenie, ale praca nie była dla niego tylko czymś, co zapewnia człowiekowi strawę i pieniądze. Wykonywał ją możliwie jak najlepiej, ale sercem był gdzie indziej. Nie pracował dla zdobycia lepszych kwalifikacji ani żeby otrzymać nagrodę, ani dla ludzkiej chwały; pracował wyłącznie dlatego, że prosił go o to Bóg, pracował, by spełniać Jego wolę. Posłuszeństwo Bogu, nadrzędna troska o to, by pełnić Jego wolę, wprowadza do pracy łagodność. Nie marnujemy czasu, pracujemy wolni od rozdrażnienia i dramatyzowania. Pracujemy z zapałem (czerpanym z adoracji), bez niepokoju, z radością z radością, że cały nasz czas oddajemy Bogu.
Józef, mąż "sprawiedliwy i bogobojny"[22], wiedział, że odkąd człowiek zgrzeszył, Bóg żąda od niego pracy "w pocie czoła" (zob. Rdz 3, 19) przez sześć dni w tygodniu (zob. Wj 20, 9; 23, 12; 34, 21; Kpł 23, 3; Pwt 5, 13 itd.) i że praca ma na celu okazywanie Bogu posłuszeństwa, pełnienie Jego woli, stawanie się coraz bardziej uległym wobec Jego Ducha, przy jednoczesnej zgodzie na to, że nie "posiadamy" swojej pracy, nie jest ona naszą własnością (zob. Pwt 14, 29; 15, 9-10)[23]. Stale grozi nam pokusa zabiegania o widoczny sukces, pokusa ludzkiej chwały: żeby inni patrzyli na nas i okazywali nam zainteresowanie, pokusa gwiazdorstwa. Jednak szukanie ludzkiej chwały (zob. J 5, 41) oznacza koniec prawdziwej modlitwy, adoracji i kontemplacji. Św. Józef jest przy nas, żeby ustrzec nas przed uleganiem pokusie ludzkiej chwały i doczesnego mesjanizmu w jakiejkolwiek postaci. Nie pozwala nam upajać się sukcesem i dobrą reputacją u innych - ani dobrą opinią, o jaką sami zabiegamy. Jest to sprawa życiowej wagi, gdyż tutaj tkwi zasadnicza przeszkoda dla przyjęcia błogosławieństwa ubogich. A tymczasem "bojaźń Pańska początkiem mądrości" (Ps 111, 10)[24], innymi słowy, bez ubóstwa nie ma kontemplacji. A bez ubóstwa wewnętrznego nie ma też prawdziwej nadziei.
Można mieć pewność, że św. Józef nigdy nie marnował czasu[25] i że nie tolerował bylejakości[26]. Tam gdzie jest bylejakość, choćby pobożna, "ochrzczona", tam nie ma miejsca dla św. Józefa. On sam traktował pracę zbyt poważnie, żeby wpaść w tę pułapkę. Jest pewien rodzaj powagi cechującej rzemieślników znających się na swoim fachu. Ale ta powaga nie polega na tym, by być w złym humorze! Przeciwnie, im poważniej traktujemy pracę, tym lepszy mamy humor; rzetelność w pracy przepędza wszelki marazm, jaki wleczemy za sobą. Bowiem praca, przez swój realizm i przez intencję, z jaką ją wykonujemy (dla Boga, dla zjednoczenia z Nim przez pełnienie woli Ojca), oczyszcza nas. Nie zapominajmy, że Jezus nie przyszedł po to, żeby uwolnić nas od pracy. Praca nas oczyszcza, oczyszcza nasz umysł z niepotrzebnych wyobrażeń i przyczynia się również do oczyszczenia naszego serca z marzycielstwa, z romantyzmu. Wtedy miłość braterska się wciela (człowiek pracuje dla swoich braci, a często razem z nimi, współpracując z nimi). Ten, kto twierdzi, że kocha, a nie pracuje, nie kocha naprawdę - pozostaje dyletantem, romantykiem. A miłość romantyczna się nie wciela... nie potrzebuje tego, bo jest romantyczna! I przeciwnie, prawdziwa, realistyczna miłość domaga się wcielenia w pracę.
Robotnik kontemplatyk
Świętości św. Józefa nie da się jednak zrozumieć tylko przez uświęcenie pracy. Uświęcenie pracy jest bardzo piękne, ale wynika z czegoś innego, gdyż z ludzkiego punktu widzenia praca jest na drugim, a nie na pierwszym miejscu. Sama w sobie jest działaniem powodującym przemianę, należy do porządku stawania się, a stawanie się nigdy nie jest pierwsze. W przypadku św. Józefa uświęcenie pracy wynika z jego kontemplacyjnej postawy; dla nas zaś uświęcenie pracy - czyli praca ukierunkowana na tajemnicę Eucharystii - może się dokonać tylko dzięki kontemplacji, dzięki pragnieniu kontemplacji[27]. Pragnienie kontemplacji daje nam wewnętrzną wolność, która pozwala nam pracować w prawdzie i zapamiętale, całkowicie oddając swoje siły, nasza praca zostaje bowiem dana Bogu jako całopalna ofiara miłości. Aby zaś praca była czymś więcej niż ubieganiem się o zadowalający rezultat, aby została złożona Bogu w całopalnej ofierze miłości, koniecznie musi mieć w sobie wielką miłość do Boga, miłość, która sprawi, że będziemy szukali już tylko Jego woli, a nie naszej własnej. Inaczej nie można ofiarować swojej pracy. Kiedy pracujemy zwyczajnie, po ludzku, pracujemy w określonym celu, który jest ludzki, i przywiązujemy się do swojej pracy.
W życiu zakonnym odkrywamy, że potrzeba wiele czasu, żeby oczyścić pracę, sposób jej wykonywania. To nie jest zadanie na jeden dzień ani nawet na rok, lecz na całe życie, gdyż praca jest związana z naszą ludzką rzeczywistością, naszą zmysłowością, afektywnością (zwłaszcza kiedy pracujemy wspólnie z drugą osobą lub seryjnie wykonujemy powtarzające się czynności), wyobraźnią, zamierzoną starannością oraz naszym umysłem. Normalnie praca powinna ożywiać nasz umysł. Kiedy nas ogłupia (a coś takiego od czasu do czasu się zdarza), to znak, że praca już nie jest tym, czym powinna być. Praca zawsze musi uszlachetniać, umożliwiać umysłowi posuwanie się coraz dalej, gdyż pracując, uczestniczymy w przekształcaniu materii, które ma na celu doprowadzić do końca, uzupełnić dzieło stworzenia.
Niezależnie od tego, czy jest to zwykła, ludzka praca, czy praca wykonywana dla Jezusa, wymaga ona zaangażowania rozumu praktycznego lub spekulatywnego (zależnie od charakteru pracy). W niektóre dni źle pracujemy, gdyż nasz umysł jest nieco uśpiony i nieaktywny; czujemy wówczas, że to, co robimy, niczemu nie służy. Trzeba wówczas odważyć się na nowo odnaleźć źródło zaangażowania w pracę, aby następnie móc ją wykonywać w sposób bardzo ludzki i zarazem bardzo chrześcijański (jeśli jesteśmy chrześcijanami). Z ludzkiego punktu widzenia praca zawsze musi uszlachetniać i czynić z nas chrześcijan "zaangażowanych" (jak się dzisiaj mówi), czyli takich, którzy są zdolni do dawania świadectwa i nie wahają się tego robić. Ze względu na miłość jednoczącą chrześcijanina z Chrystusem, o której daje on świadectwo, chrześcijanin rozumie, że praca ma dla niego już nie tylko zwykły, ludzki cel trzeba pójść dalej niż samo wykonanie dzieła. "Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje" - oto pierwszy, bezpośredni cel - "ale o chleb, który da wam Syn Człowieczy". Jak widać, ten nowy cel należy do zupełnie innego porządku niż cel pierwszy, ma znacznie głębszy wymiar i sięga o wiele dalej. Aby zaś przejść od pierwszego celu do drugiego, potrzeba bardzo wielkiej miłości (miłości nadprzyrodzonej: miłości-caritas), a to nie jest łatwe.
Jaki cel przyświeca młodemu zakonnikowi[28], który chodzi na wykłady z filozofii (i to rano, przed śniadaniem!) czy słucha wykładu z myślą o czekającym go śniadaniu, czy chce rozwinąć swój umysł, czy też uczestniczy w nich, żeby otoczyć Ojca chwałą? Jeśli chce rozwijać się intelektualnie, to już dobrze, ale to nie wystarczy. Oczywiście trzeba w tym celu słuchać wykładu, ale ze względu na coś znacznie głębszego: na tajemnicę Eucharystii. Słowo Jezusa jest niezwykle mocne, gdyż pokazuje, że praca zawsze musi nas przygotowywać do Eucharystii, ukierunkowywać na Eucharystię. Praca jest najbardziej powszechnym doświadczeniem w ludzkim życiu gdybyśmy policzyli, ile godzin w ciągu całego naszego życia spędziliśmy lub spędzimy w pracy, to bylibyśmy pod wrażeniem! Wszelkie życie zakonne jest zasadniczo życiem nacechowanym pewnym rytmem, życiem ukrytym, milczącym życiem pracy. Zawsze można pracować z pokorą, w ubóstwie, robiąc chwilami przerwy na adorację i w ten sposób odnawiając swój zapał, tak aby nasze serce było stale zwrócone ku Bogu i trwało w obecności Boga, który je zamieszkuje.
Praca i adoracja splatają się ze sobą i są fundamentem wszelkiego życia zakonnego. Dotykamy tutaj ważnego aspektu pracy: wykonując ją z miłością, otaczamy Ojca chwałą. Jeśli żyjemy w świecie, miłość łącząca nas z Jezusem i z Ojcem, o ile jest dostatecznie mocna, pozwoli nam się wznieść ponad zadowolenie z dobrze wykonanej (i popłatnej) pracy i zrozumieć, że przez pracę jednoczymy się z wolą Ojca[29] aż po trud krzyża. "Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam" (J 5, 17; zob. J 9, 4). Dziełem, którego Ojciec zażądał od Jezusa, jest dzieło odkupienia, dzieło krzyża (zob. J 17, 4; 4, 34; 5, 36; 9, 4; 10, 32.37). Oto dlaczego nasza praca, jeśli ją wykonujemy naprawdę po chrześcijańsku, umożliwia nam głębsze oddanie się Ojcu i ściślejszą więź z Eucharystią. Ale to może nastąpić tylko wtedy, gdy jest w nas wielka miłość, a zatem pragnienie kontemplacji.
Praca a ojcostwo
Zauważmy jeszcze, że jeśli Józef jest "patronem ludzi pracy", to również dlatego, że umożliwił Maryi wychowywanie Jezusa i wspólnie z Nią stworzył środowisko, w którym Dzieciątko Jezus mogło żyć, wzrastać, na oczach wszystkich stawać się mężczyzną[30]. Józef był ojcem, a wiadomo, co stwierdzają psychologowie w swoich dociekaniach na temat kształtowania się osoby: w 40 procentach na jej ukształtowanie wpływają uwarunkowania genetyczne, a w 60 procentach wychowanie. To ważne! (Dlatego małżonków, którzy nie mogą mieć dzieci, należy zachęcać do adopcji). Św. Józef jest więc prawdziwym ojcem, tym bardziej że przed nim przeszedł Bóg, a Bóg nigdy nie jest rywalem swojego stworzenia[31].
Józef wypełnia swoje ojcowskie zadanie w ubóstwie, gdyż wie, że nie jest ojcem według ciała i krwi zgodził się przyjąć swojego Syna od Ducha Świętego i od Maryi. Ponieważ jednak jest to Boże dzieło, przyjmuje Jezusa jeszcze bardziej niż ojciec według ciała przyjmuje od swojej żony narodzone przez nią dziecko. Dzieło Boże w Maryi i ubóstwo Józefa sprawiają, że jest on w większym stopniu ojcem niż jakikolwiek ojciec według ciała.
Jeśli Bóg wymaga od Józefa ogromnego ubóstwa w pracy, to po to, by jego praca miała "Bożą" płodność, znacznie wykraczającą poza to, co może być zwykłym owocem ludzkiego wysiłku. Nawet jeśli Józef nie pracuje w widoczny sposób dla Eucharystii, to pracuje dla Tego, który da Eucharystię: dla Jezusa. Zgadza się być robotnikiem, żeby być ojcem Tego, który jest Synem Bożym to największe ludzkie ojcostwo, jakie kiedykolwiek istniało.
Ogłoszenie Józefa ojcem i wzorem ludzi pracy ma doniosłe znaczenie dla Kościoła. Kościół opiera się na Józefie i na Piotrze - oni są dwoma fundamentami: z jednej strony chleb, z drugiej kamień, skała. Józef to chleb, gdyż chleb jest owocem pracy. Duch Święty posługuje się ludzką pracą, by "czynić" Eucharystię, innymi słowy, by przymierze z Jezusem, Synem Bożym, było doskonałe.
Przypisy:
[16] W kalendarzu liturgicznym dla diecezji polskich jest to wspomnienie dowolne św. Józefa, rzemieślnika.
[17] Papież Pius XI w Encyklice o bezbożnym komunizmie Divini Redemptoris z 19 marca 1937 r. przestrzegał przed niebezpieczeństwem redukowania ubóstwa do materialnego ubóstwa klasy robotniczej, przy jednoczesnym zapomnieniu, że istnieje ubóstwo duchowe, będące pierwszym z błogosławieństw (zob. Divini Redemptoris, nr 44 i 45). W zakończeniu tej encykliki Pius XI oddał "całą akcję Kościoła skierowaną przeciwko komunizmowi na całym świecie [...] pod opiekę św. Józefa, możnego protektora Kościoła katolickiego. On bowiem należał do stanu robotniczego i doświadczył na sobie goryczy ubóstwa wraz z powierzoną sobie Świętą Rodziną, której był kochającym i gorliwym opiekunem. Pod jego pieczą znajdowało się Boże Dzieciątko, gdy Herod wysłał swoich siepaczy, aby je zabili. Wypełniając wiernie i sumiennie swe codzienne obowiązki, stał się wzorem dla tych, którzy na chleb zarabiać muszą pracą własnych rąk. Jak najsłuszniej nazwany sprawiedliwym, jest jaśniejącym przykładem tej chrześcijańskiej sprawiedliwości, która winna przenikać życie społeczne" (tamże, nr 81); cyt. za: "Wiadomości Archidiecezji Warszawskiej", kwiecień 1937 r., s. 141-170, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xi/encykliki/divini_redemptoris_19031937.html [dostęp: 3 lutego 2011].
[18] "Wszyscy bowiem przez wiarę jesteście synami Bożymi - w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie" (Ga 3, 26-28).
[19] Musiało upłynąć wiele czasu, żeby Kościół pokazał, jak chrześcijanin powinien pracować. Encyklika Jana Pawła II Laborem exercens z 14 września 1981 r. była wydarzeniem, i to koniecznym, gdyż praca dzisiaj straciła swój prawdziwy cel. Dlaczego Kościół tak długo czekał, żeby mówić o pracy? Ponieważ kiedyś przykład dawali mnisi. Chrześcijanie mieszkali wokół klasztorów, a mnisi byli doskonałymi pracownikami. Potem stopniowo praca się zlaicyzowała przez nią człowiek chciał zdobyć największą autonomię, aż utwierdzenie swojej pozycji jako niezależnego od Boga - mit Prometeusza podjęty przez Marksa: Prometeusz, który kradnie bogom ogień i w ten sposób staje się od nich niezależny.
[20] Zob. encyklika Laborem exercens, nr 25, a w niej cytat z Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, nr 34: "Człowiek bowiem, stworzony na obraz Boga, otrzymał zlecenie, żeby rządził światem w sprawiedliwości i świętości, podporządkowując sobie ziemię ze wszystkim, co w niej jest, oraz żeby, uznając Boga Stwórcą wszystkiego, odnosił do Niego siebie samego i wszystkie rzeczy, tak aby przez poddanie człowiekowi wszystkiego przedziwne było po całej ziemi imię Boże". Konstytucja Gaudium et spes mocno podkreśla związek pracy z oddawaniem czci Bogu, z adoracją.
[21] Zob. M.-D. Philippe, Pragnę. Rozważania o mądrości krzyża, tłum. A. Kuryś, Wydawnictwo "W drodze", Poznań 1999, s. 118-122.
[22] Zob. dalej, rozdz. Człowiek "sprawiedliwy i bogobojny".
[23] Czy czasami przychodzi nam do głowy, żeby poprosić Ducha Świętego o dar rozumu, byśmy dzięki niemu mogli pracować w świetle Chrystusa i z nim współpracować? Nie chodzi o wysilanie się, żeby medytować podczas pracy: w ten sposób byśmy źle pracowali... i źle medytowali! Chodzi o to, by pragnąć wszystko robić w świetle Chrystusa, razem z Nim, dla Niego, w ogromnej czystości intencji - "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mt 5, 8). Tym błogosławieństwem, owocem daru rozumu, możemy żyć, kiedy pracujemy w Bożej obecności, gdyż dar rozumu oczyszcza nasze serce, pozostawiając nam tylko jedno pragnienie - by stale dostosowywać się do woli Ojca. Wówczas przez pracę świadczymy o naszej miłości. Zadziwiająco dobrze to zrozumiała św. Teresa od Dzieciątka Jezus: to, co robimy, ma znaczenie drugorzędne; liczy się sposób, w jaki to robimy. Przed nią to samo mówił już św. Tomasz, jako teolog. Teresa wyraża to po swojemu, z pozycji małego dziecka Bożego, żyjącego w dzisiejszym świecie, św. Tomasz natomiast bardzo trafnie to oddał, pokazując, że istnieją różne sposoby wypełniania obowiązków: można je wykonywać jako sługa, jako przyjaciel lub jako dziecko... Sługa jest bardzo uwrażliwiony na wynik swoich działań, bo jeśli praca nie zostanie dobrze wykonana, to pan będzie niezadowolony. Przyjaciel mniej uwagi poświęca rezultatowi, a bardziej troszczy się o współdziałanie ze swoim przyjacielem. Natomiast dziecko nieszczególnie przejmuje się rezultatem, choć wszystko wykonuje dobrze, ale po to, "żeby sprawić przyjemność", z miłością, w bezpośredniej, prostej więzi z tym, komu chce sprawić przyjemność. Oto, co sprawia dar rozumu: uczy nas pracować nie dla własnej chwały, nie patrząc w pierwszej kolejności na rezultat, ale po to, by świadczyć o naszej więzi z Chrystusem, i to tak, by nasza praca zawsze była związana z wielkim trudem krzyża.
[24] Zob. rozdz. Człowiek "sprawiedliwy i bogobojny", s. 167.
[25] Kiedy zaczynamy tracić czas, kiedy nieco popadamy w próżniactwo, szatan natychmiast próbuje zawładnąć naszą psychiką. A jeśli przeciwnie, z oddaniem wykonujemy naszą pracę, staramy się nie marnować czasu, który otrzymaliśmy od Boga właśnie, aby móc pracować, wtedy już nie ma miejsca dla szatana. Musimy prosić o tę łaskę. Obyśmy zrozumieli, że pracę zawsze wykonujemy w świetle Boga Stwórcy i w świetle Chrystusa Odkupiciela, który dopełnia dzieła Ojca, rehabilitując stworzenie zranione przez grzech. Wszystko, co wychodzi z rąk Boga, jest wielkie... Grzech wszystko poranił, ale Chrystus wszystko podjął na nowo w tajemnicy krzyża, i w ten sposób nadaje pracy zupełnie nowe znaczenie.
[26] To wyobraźnia i zamknięcie w sobie sprawiają, że stajemy się dyletantami. Simone Weil mawiała, że "bylejakość jest obrzydliwa, nawet w sztuce". Szczególnie obrzydliwa jest jednak u zakonnika, gdyż niszczy Boże dobra. Ulec bylejakości to zapomnieć, że jesteśmy sługami Boga; dlatego trzeba bardzo szybko ją wykrywać w swoim życiu. W świecie bylejakość bywa dobrze widziana: dyletanta zdaje się cechować pewna swoboda i wszechstronność... To bardzo przyjemne! Natomiast w życiu zakonnym ktoś taki jest odrażający: nie robi nic dobrego, wcale nie zadaje sobie trudu, żeby rzetelnie pracować, nawet nie próbuje się uczyć i popełnia poważne błędy, uważając, że to nie ma znaczenia, skoro "nigdy w życiu tego nie robił". A wystarczy się nauczyć! Trzeba nauczyć się pracować; pracować umysłowo, ale także fizycznie to bardzo ważne. Trzeba nabrać obyczajów rzetelnego pracownika i nie marnować czasu. Dla robotników, dla ubogich, dla tych, którzy znają wartość czasu, nie ma nic bardziej irytującego niż bylejakość oni nie znoszą marnowania czasu. Dyletantyzm polega właśnie na traceniu czasu. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, to musimy zrozumieć, że czas, który dał nam Bóg, ma nas przygotować do Eucharystii przez pracę. To przez pracę przygotowujemy się do życia Eucharystią.
[27] Wiara chrześcijańska jest całkowicie ukierunkowana na oglądanie Boga: "A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego którego posłałeś, Jezusa Chrystusa" (J 17, 3). Wiara nie jest dana przez Boga po to, by chrześcijanin wiódł życie moralnie poprawne, ale by mógł "uwierzyć miłości" (1 J 4, 16) i przylgnąwszy do niej wiarą, wszedł w życie samej Trójcy Przenajświętszej: "Jest Istota, która jest Miłością, i pragnie, abyśmy żyły w społeczności z Nią" (bł. Elżbieta od Trójcy Świętej, Listy z Karmelu, w: Pisma wszystkie, t. 2, tłum. J. E. Bielecki OCD, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2006, s. 540). Póki żyjemy na ziemi, kontemplacja jest przeżywana w ogołoceniu i ciemności wiary. Wiara jest jednak "poręką tych dóbr, których się spodziewamy" (Hbr 11, 1), co oznacza, że Boża rzeczywistość, przyjęta w wierze, substancjalnie już jest nam dana. Dlatego Mała Teresa mogła powiedzieć pod koniec życia, choć przechodziła bardzo głęboką próbę wiary: "Nie wyobrażam sobie, abym miała po śmierci więcej, niż mam teraz w życiu. Zobaczę Boga, to prawda. Ale jeśli chodzi o obcowanie z Nim, to już tu, na ziemi, jestem z Nim w całej pełni" (Żółty zeszyt, 15 maja, tłum. E. Szwarcenberg Czerny i J. Dobraczyński, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1997, s. 22).
[28] Konferencja ta była wygłoszona do braci z nowicjatu Zgromadzenia św. Jana Apostoła.
[29] Nie zawsze łatwo jest wyraźnie zobaczyć wolę Ojca w pracy, którą trzeba wykonać. W życiu zakonnym jest to łatwe, gdyż żyjemy w posłuszeństwie, w świecie jednak znacznie trudniejsze. Kiedy dobrowolnie wybieramy jakąś pracę, takie czy inne ukierunkowanie w życiu, to skąd mamy wiedzieć, czy to jest wola Boga? Jeśli ktoś jest zakonnikiem, to wybrał dobrowolnie życie zakonne, ale nie pracę, którą wykonuje. W życie zakonne nie wchodzi się po to, żeby przez całe życie być szlifierzem kamieni czy filozofem lub teologiem. W życie zakonne wchodzi się po to, żeby być całkowicie oddanym Ojcu i pełnić Jego wolę, a wola ta konkretyzuje się w taki czy inny sposób. Św. Benedykt świetnie rozumiał, że w pracy posłuszeństwo liczy się bardziej niż skuteczność. Dzisiaj nie jest to już takie oczywiste, gdyż dąży się przede wszystkim do skuteczności i wszystkie kryteria na niej się opierają.
[30] To oczywiste, że Jezus, będąc Synem Bożym, nie potrzebował, by Go uczono pracy fizycznej lub czytania Tory (zgodnie z tradycją żydowską chłopiec w wieku dwunastu lat przechodził od matki do ojca; matka nauczyła go czytać Torę, a teraz ojciec uczy go rzemiosła). Dzięki swojej wiedzy wlanej mógłby robić jedno i drugie, niczego się nie ucząc. Chciał jednak stać się uczniem Józefa, podobnie jak był uczniem Maryi. Chciał "być im poddany", "czynić postępy w mądrości i w latach" (zob. Łk 2, 51-52).
[31] Odnosząc to do uprawiania teologii, można powiedzieć że aby być prawdziwym teologiem, trzeba pracować w duchu ubóstwa. Chwałą teologa jest pozostanie ubogim, by przepuścić Boga przodem i pozwolić Mu na "uprowadzenie" (zob. s. 21 i 25). Tak właśnie postąpił Józef.
W: Marie-Dominique Philippe OP, Tajemnica św. Józefa, Warszawa 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz