W jednej z nauk podziwialiśmy św. Józefa z lilią, symbolem czystości. Jak Matka Najświętsza dla swej niepokalanej czystości duszy i ciała została wybraną na Matkę Słowa Wcielonego, tak Józef dla tejże cnoty został Oblubieńcem Najczystszej Dziewicy i ojcem przybranym Syna Bożego. Dla tej jego godności i świętości Kościół święty czyni go stróżem dziewic i modli się do niego: „Święty Józefie, ojcze i stróżu dziewic, wierny opiekunie, któremu Bóg powierzył niewinność samą, Jezusa i Dziewicę nad dziewicami, Maryję, błagam cię i zaklinam przez ten skarb tobie powierzony a tak ci drogi, spraw, abym wolny od wszelkiej zmazy nieskalanym sercem i czystym ciałem służył Jezusowi i Maryi w doskonałej czystości..."
Być może, że św. Józef uśmiecha się, kiedy go malujemy z lilią, i trudno mu może przypomnieć sobie, czy i kiedy miał lilię w ręce. Zapewne w Nazarecie, gdzie nie brak wody i zieleni, były takie lilie, ale to pewne, że św. Józef całymi dniami miał w męskich dłoniach siekierę i hebel, a w chwilach wolnych od pracy nosił inny skarb w rękach i przy piersiach: nazareński Kwiat, co rozkoszą jest nieba i ziemi, Dziecię Jezus, Syna Bożego, owoc dziewictwa Ojca Przedwiecznego i owoc dziewictwa ziemskiego Niepokalanej Dziewicy. Toteż widzimy św. Józefa najczęściej z Dzieciątkiem Jezus, które jest jego chwałą, choć również i Józef dla swej doskonałości jest tak samo ozdobą Syna Bożego. Słusznie modli się znowu Kościół święty, a z nim przede wszystkim kapłani przed Mszą świętą: „O szczęśliwy mężu, św. Józefie, któremu dane było nie tylko widzieć i słyszeć Boga, którego wielu królów chciało widzieć a nie widzieli, słyszeć a nie słyszeli, lecz nawet opiekować się Nim i odziewać, nosić i całować, módl się za nami..." I dalej następuje śliczna modlitwa: „Boże, który dałeś nam królewskie kapłaństwo, spraw, prosimy, aby jak św. Józef, Jednorodzonego Syna Twego narodzonego z Dziewicy Maryi zasłużył nosić i pieścić pobożnie na rękach swoich, tak byśmy i my w czystości serca i niewinności uczynków mogli usługiwać przy świętych ołtarzach, godnie przyjmować Najświętsze Ciało i Krew Twego Syna i w przyszłym życiu zasłużyć na wieczną nagrodę..."
Kościół święty łączy więc w modlitwach swoich św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus zarówno w tym celu, by wychować zastępy dusz czystych, ozdobę nieba i ziemi, a przez nie odnowić oblicze rodzin chrześcijańskich, tego błogosławionego i sakramentalnego źródła świętości, jak też, by wychować i uświęcić kapłaństwo Chrystusowe w sługach ołtarza, by kapłani patrząc na św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus, nauczyli się godnie piastować na rękach i w sercach swoich to Dziecię, Boga-Ofiarę, i być na wzór św. Józefa godnymi apostołami dziecięctwa Bożego w duszach powierzonych ich pieczy.
To złączenie osoby św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus opiewa Kościół święty także we Mszy świętej, mianowicie w prefacji na uroczystość św. Józefa: „Prawdziwie godną i sprawiedliwą, słuszną i zbawienną jest rzeczą, abyśmy Tobie zawsze i wszędzie dzięki czynili, Panie święty, Ojcze Wszechmogący, wieczny Boże, i abyśmy Ci w święto Błogosławionego Józefa należne składali uwielbienie, błogosławili Cię i sławili, żeś go jako męża sprawiedliwego dać raczył Bogurodzicy Dziewicy za Oblubieńca, a jako sługę wiernego i roztropnego postawiłeś nad swoją Rodziną, aby ojcowską otaczał opieką poczętego za sprawą Ducha Świętego Jednorodzonego Syna Twego, przez którego wielbią Twój Majestat Aniołowie, oddają pokłon Panowania, drżą Mocarstwa, a Niebiosa i Moce niebieskie oraz błogosławieni Serafini wspólną radością wychwalają..., z którymi, rozkaż, Panie, by połączyły się i głosy nasze w pokornym wyznaniu wołając: Święty, Święty, Święty..."
Wielbi więc Kościół święty Ojca Niebieskiego, że raczył postawić św. Józefa, aby ojcowską opieką otaczał Syna Bożego, Dziecię Jezus. Jako wierny i roztropny sługa, św. Józef wywiązywał się z tego obowiązku z ojcowską miłością. Rozważmy dzieje tej opieki nad Dzieciątkiem Jezus, zastanawiając się nad poszczególnymi wypadkami z życia św. Józefa. Pierwsze spotkanie z Dzieciątkiem Jezus było bardzo bolesne. Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi i poczęła z Ducha Świętego. Święty Józef nic o tym nie wiedział, a widząc swą Małżonkę w odmiennym stanie, przeżywał męczeńskie chwile w swej szlachetnej duszy. Co czynić? Postąpił jak sprawiedliwy. Nie sądził Dziewicy, nie oskarżył Jej przed władzą [...], ale postanowił opuścić Ją i oddalić się cicho. Lecz w tym udręczeniu anioł pouczył go: Józefie, nie bój się przyjąć Maryi, małżonki twojej, bo co się w Niej poczęło, jest z Ducha Świętego; Dziecię, co się z Niej narodzi jest Synem Bożym. Józef pokornie schylił głowę nie tylko przed Boską tajemnicą, ale i przed tym Dziecięciem, co jeszcze było w łonie Matki, i czcią otoczył i Matkę, i Dziecię, jako wierny stróż tajemnicy Wcielenia Słowa (por. Mt l, 18-24).
Przyszedł czas rozwiązania i porodzenia. A oto wychodzi dekret, aby wszyscy, którzy są z rodu Dawida, stawili się do spisu w Betlejem (por. Łk 2, 1-5). Józef z Najświętszą Dziewicą mieszkał w Nazarecie. Do Betlejem z Nazaretu było około osiemdziesięciu kilometrów. Święty Józef znowu ze spokojem przyjmuje wolę Bożą i wziąwszy osiołka i prowianty na drogę, wybiera się w podróż niezwykle uciążliwą dla Maryi, którą opiekuje się z wielką troskliwością, by Ją i Dziecinę uchronić od wszelkiego przypadku. Tymczasem w Betlejem napotyka na niespodziewane przykrości: oto szuka gospody, bo przyszedł czas rozwiązania, a nigdzie nie znajduje miejsca zarówno z powodu wielkiej ilości przybywających do spisu, jak i z powodu bliskości porodu. Nikt z mieszkańców nie chciał mieć kłopotu. Święty Józef zbolały znalazł wreszcie schronienie w grocie skalnej, która służyła za stajnię dla owiec. Tam zamieszkał z Maryją (por. Łk 2, 6-7). [...]
Tu Matka Dziewica porodziła Syna i owinęła w pieluszki, w sukna, i położyła w żłobie. Pewno płakał św. Józef z rozczulenia, że Bóg w stajni się rodzi, w opuszczeniu i wyniszczeniu, ale z drugiej strony słysząc z nieba muzykę: Gloria in excelsis, pewno i sam w duchu śpiewał hymn uwielbienia dla Ojca i dla Syna i dla Ducha Świętego, którego mocą stał się ten największy cud świata, że Bóg stał się człowiekiem, niemowlęciem. Niemałe musiały być troski św. Józefa, by po spisie znaleźć tymczasowe, odpowiednie mieszkanie, na razie więc porządkował stajnię, słomą i siankiem wyścielał żłóbek i przygotowywał jakieś posłanie dla Matki Dzieciątka. Gdy przyszli pasterze, przyjmował ich radośnie, cieszył się ich wiarą i prostotą, ich uwagami i opowiadaniem, podczas gdy Maryja chowała w sercu wszystko i rozważała te cuda (por. Łk 2, 51).
Po ośmiu dniach, zapewne jeszcze w stajni, obrzezano Dziecię i nazwano imię Jego Jezus-Zbawiciel (Łk 2, 21). Była to uroczystość domowa, religijna, której przewodniczył Józef, i on nadał imię Boskiemu Synowi. Święty Józef pierwszy zapewne po aniele wymówił uroczyście imię Dziecięcia i odtąd tym imieniem Je nazywał, ciesząc się w duchu, że na to imię klękać będzie niebo i ziemia, i podziemie.
Po jakimś czasie przyszli Trzej Królowie. Tych zacnych gości św. Józef przyjmował już, jak pisze Ewangelia, w domu, nad którym zatrzymała się gwiazda (por. Mt 2, 9). Znalazł więc już chwilowe mieszkanie. Była to dla Józefa wielka radość, cieszył się z ich przybycia, z ich adoracji i z darów, i że wielcy tego świata kłaniają się posłuszeństwu, że bogaci kłaniają się ubóstwu, że żyjący, może nawet w wielożeństwie kłaniają się czystości i dziewictwu, że uznają w Dziecięciu Boga-Człowieka i Pana wszechrzeczy.
Czterdzieści dni po narodzeniu św. Józef wyruszył z Maryją i z Dzieciątkiem Jezus do Jerozolimy, niosąc dwa gołąbki na ofiarę oczyszczenia Matki, by tą ceną ubóstwa wykupić Syna Bożego. W świątyni radość św. Józefa zmieszała się z bólem, bo oto Anna prorokini, staruszka, opowiada o Nim, a czcigodny starzec Symeon napełniony Duchem Świętym prorokuje przyszłość Dziecięcia, mówi, że to Dziecię zbawi Izraela, ale równocześnie przepowiada Jego mękę: Oto Jezus położony będzie na znak, któremu sprzeciwiać się będą, czyli że będą Go prześladować, a duszę Matki Dziewicy przeszyje miecz boleści (por. Łk 2, 34-35). Czyżby Symeon przewidział, że św. Józef nie doczeka śmierci Zbawiciela, że zwracał się tylko do Maryi? W każdym razie w tej chwili ofiarowania i duszę Józefa przeszył miecz boleści.
Wrócili do Betlejem. Nagle w nocy, jak grom z jasnego nieba spada wiadomość i rozkaz Boży: Józefie, wstań, zabierz Dziecię i Matkę Jego, i uciekaj do Egiptu, bo Herod chce Dziecię zamordować. Święty Józef wstał jeszcze w nocy, wziął Dziecię i Matkę Jego i udał się do Egiptu (por. Mt 2, 13-14).
Przyzwyczailiśmy się czytać Ewangelię często bezmyślnie. Ucieczka do Egiptu, to trzysta kilometrów drogi, przez góry Judzkie, a potem przez piachy pustynne; nie było auta ani nawet wozu, był tylko osiołek; nie było nawet żłobu na spanie, był tylko piach pustynny w zimnych nocach; nie było wody do kąpieli Dzieciątka, a za pożywienie były Mu tylko piersi matczyne. Prowiantów dla uciekinierów nie było, chyba jaki chleb suchy, lub suszone owoce, które św. Józef na prędce mógł zabrać ze sobą. Ileż było udręki, ile cierpień, ile poświęcenia i ofiary ze strony św. Józefa, żeby ocalić Dziecię i Jego Matkę od głodu zachować! A w Egipcie? Znowu trzeba było szukać mieszkania i środków utrzymania, znosić, jak kiedyś za czasów faraonów, krótką, ale może przykrzejszą niewolę egipską. Święty Opiekun nie myślał o sobie, patrzył na Dziecię i na Matkę Jego spokojny, pogodny, ufny w moc Boga; nie czekał na cuda, sam czynił cuda ze swego poświęcenia, miłości i ofiary dla swego przybranego Syna.
Powrót z Egiptu był wprawdzie może lepiej zaopatrzony w materialne [rzeczy]. W chwili jednak, kiedy Józef znowu otrzymał rozkaz: ,Wstań, weź Dziecię i Matkę Jego i wracaj do ziemi Izraelskiej" (Mt 2, 20), Dziecię Jezus miało przypuszczalnie jakie sześć lub siedem lat, więc nie było jeszcze zdolne o własnej mocy odbywać tak dalekiej drogi.
Wróciwszy do ziemi ojczystej św. Józef dowiedział się, że na miejscu okrutnego Heroda panował jego syn, Archelaus. Wahał się więc, co miał uczynić. Otrzymawszy we śnie wskazanie, udał się w stronę Galilei, do rodzinnego miasteczka Nazaret, i tu zamieszkał (por. Mt 2,22-23).
Największym może bólem dla Józefa było zgubienie dwunastoletniego Jezusa. Na święta Paschy Dziecię Jezus z Maryją i Józefem udało się do Jerozolimy, aby nawiedzić świątynię swego Ojca. W drodze do Jerozolimy szli wspólnie. Gdy wracali, Jezus pozostał w świętym mieście, a rodzice jego początkowo nie zauważyli tego. Kiedy zaś wieczorem nie znaleźli Go między znajomymi i krewnymi, ból ścisnął ich serca. Zawrócili z drogi, szukali Syna przez trzy dni i trzy noce, biegając i pytając. Wreszcie po trzech dniach znaleźli Go w świątyni między doktorami, rozprawiającego z nimi, pytającego ich i odpowiadającego im. Ból Józefa można wyczuć z delikatnego wyrzutu Maryi skierowanego do Jezusa „Synu, cóżeś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Cię!" (Łk 2, 48). Znana jest odpowiedź Jezusa: Czemuście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w sprawach Ojca Mego potrzeba, abym był? I Ewangelista dodaje, że oni nie rozumieli, co im tymi słowami chciał powiedzieć. Nie pojmowali, bo z jednej strony przejęci byli bólem, z którego jeszcze nie ochłonęli, z drugiej strony zalewała ich radość, że znaleźli Jezusa. Wrócił potem Jezus do Nazaretu z nimi i był im posłuszny, i pod opieką św. Józefa wzrastał w mądrości i latach i w łasce u Boga i u ludzi (por. Łk 2,41-52).
Takie, według Ewangelii, są dzieje św. Józefa złączone z dziecięctwem Jezusa, dzieje radości i bólu, dzieje ofiary i miłości. Wielkość cnoty i heroizm św. Józefa przedstawiają się na tle dziejów Dzieciątka Jezus, które jest największą ozdobą i chwałą św. Józefa. Ta wielkość i chwała św. Józefa ma jedną cechę: wszystko w jego stosunku do Dzieciątka Jezus, w obcowaniu z Nim jest takie proste, tak naturalne a zarazem tak niewymownie nadprzyrodzone.
Prośmy, byśmy pod opieką św. Józefa umieli z Dzieciątkiem Jezus tak obcować, jak on obcował, tak je kochać, jak on Je kochał, i tak się dla Niego poświęcać, jak on to czynił, i byśmy pod jego opieką razem z Dzieciątkiem Jezus wzrastali w mądrości i w łasce, i w latach świętego Bożego dziecięctwa. Amen.
W: O. Anzelm Gądek, Ojciec i Opiekun, Kazania o św. Józefie, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2008.