Spokój życia rodzinnego w Nazarecie był zamącony tylko jednym wydarzeniem. W istocie, kiedy Maryja będzie opowiadała swe wspomniania z okresu tych lat trzydziestu, przypomni sobie tylko jedno nadzwyczajne zdarzenie, które miało miejsce w chwili, gdy Jezus dochodził do lat dwunastu.
Wydarzenie to wstrząsnęło zarówno Józefem, jak i Maryją. Tak przyzwyczaili się do wzorowej grzeczności Dziecka! Tym bardziej więc przerazili się stwierdziwszy Jego zniknięcie. Dotychczas Jezus nie sprawił żadnej nieprzyjemnej niespodzianki swoim rodzicom. Byli Go pewni i ufali Mu.
Właśnie dlatego nie odczuli żadnego niepokoju, choć nie widzieli Go powracającego wraz z nimi z pielgrzymki do Jerozolimy; myśleli, iż musi się znajdować gdzieś w innej grupie licznych pielgrzymów odbywających tę samą drogę. W miejscu, gdzie zatrzymali się na nocleg, sądzili, że wkrótce się z nimi połączy. Wielkim dla nich było zaskoczeniem, gdy nie powrócił. Stanęli obok oczywistej prawdy: Jezusa nie było. I nikt nie mógł im udzielić o Nim najmniejszej informacji; nikt Go nie widział.
Można odgadnąć, jaka owładnęła ich trwoga. Wszystkie przypuszczenia, którymi próbowali wytłumaczyć tę nieobecność, wydawały im się bezpodstawne. Czynili sobie wyrzuty, że nie dość byli czujni. Józef uważał siebie za bezpośrednio winnego, ponieważ on był głową rodziny. Dziecko jemu było niegdyś powierzone, kiedy anioł nakłaniał go, by wziął Maryję, do siebie. Wobec Boga on był odpowiedzialny za to Dziecko. Tym bardziej był zatrwożony Jego zniknięciem.
Na nieszczęście w owej chwili przyszło mu na myśl proroctwo Symeona. Czyżby ta godzina miała być godziną miecza boleści? Czy ma to być początkiem zapowiedzianych wielkich doświadczeń? Zgodnie z proroctwem można się obawiać największych nieszczęść.
Toteż następnego rana, po nocy, która niewiele dała mu odpoczynku, z sercem znękanym niepokojem, Józef w towarzystwie Maryi podjął ponownie drogę do Jerozolimy. Szarpany trwogą spieszył się, jednakowoż ta droga wydawała mu się straszliwie długa. Spodziewał się odnaleźć Jezusa pośród grup pielgrzymów, których mijał, lecz i ta nadzieja zawiodła. Z daleka próbował rozpoznać tych, którzy szli w jego kierunku, i za każdym razem musiał stwierdzić, że sylwetki Dziecka tam nie było.
Kiedy dotarł do miasta, zapadł już wieczór i musiał poszukiwania odłożyć do jutra. Trwoga stawała się coraz żywsza, nie mogła mu pozwolić na spokojną noc. Z nastaniem dnia Józef zadecydował wraz z Maryją, że udadzą się do Świątyni, najpierw by się pomodlić, a następnie by tam szukać Jezusa; jeśli bowiem Dziecię było w Jerozolimie, to chyba w świątyni najpewniej można by Je odnaleźć.
Cóż za niespodzianka! Znaleźli Jezusa siedzącego pośród doktorów! Spostrzegłszy Go, Józef i Maryja zbliżyli się i obserwowali scenę. Zdumieli się widząc Jezusa w roli, w jakiej Go nie znali: siedział zupełnie swobodnie pośród uczonych, którym stawiał pytania i udzielał odpowiedzi wzbudzające podziw.
W sercu Józefa, jak i w sercu jego Oblubienicy, trwoga ustąpiła miejsca radości. W jednej chwili zniknęły czarne myśli, które ich dręczyły. Nie tylko znaleźli Jezusa, lecz znaleźli Go w takiej sytuacji, która Mu przynosiła zaszczyt i która uzasadniała ich dumę rodzicielską.
Kiedy, obserwując przez jakiś czas zachowanie Jezusa, Maryja zapytała Go, dlaczego sprawił tyle smutku swym rodzicom, Józef nadal spoglądał okiem pełnym podziwu na to Dziecię, które spowodowało tak wielką ich zgryzotę, a teraz sprawiło im o tyleż milszą niespodziankę.
Przez to znamienne wydarzenie, Józef w krótkim przeciągu czasu doświadczył zarówno bólu jak i radości, które pociąga za sobą zażyłość z Jezusem. Jezus jest Odkupicielem: cierpienie musi zajmować, jak to zaznaczył Symeon, doniosłe miejsce w Jego misji. Ci, którzy żyją w Jego towarzystwie, powinni spodziewać się godzin bolesnych, mając całkowitą pewność, że te trudne chwile doprowadzą do tym większej radości.
Bardziej szczegółowo interpretując, Józef znalazł się w sytuacji tych dusz, które doznawszy uczucia, że utraciły obecność Mistrza, cierpią zamieszanie. W zdarzeniu zgubienia Jezusa w świątyni sprawdza się ten drugi dramat nieobecności Chrystusa, który będzie przejmował bólem dusze najbardziej doń przywiązane. Podobnie jak w wypadku Józefa, tę nieobecność odczuwa się nagle, w sposób zaskakujący, bez możności odkrycia jej przyczyny. Człowiek, który tego doświadcza, ma pokusę siebie uważać za odpowiedzialnego, podczas gdy w rzeczywistości chciał tego Bóg, aby wprowadzić głębiej duszę w perspektywę Odkupienia i umieścić ofiarę w samym centrum intymnej bliskości ze Zbawicielem.
Najwięcej cierpią z powodu tej nieobecności ci, którzy jak Józef żyją w miłości do Chrystusa, a ideałem ich jest zjednoczenie z Nim. Doznali oni radości z jedynej w świecie intymności i zrozumieli, że to było najgłębszym szczęściem. Dziwią się boleśnie, kiedy to wewnętrzne szczęście zdaje im się wymykać, a Chrystus wydaje im się tak daleki! Podobnie jak Józef poczuł się niespodziewanie sam, stwierdzając zniknięcie Jezusa, i przeżywał to, jakby utracił jakąś istotną część siebie, tak i dusze te mają świadomość udręki osamotnienia, w którym brakuje im tego, co było im najdroższe.
Zdarzenie przeżyte przez Józefa wskazuje jasno, że u jego początku była zamierzona wola Jezusa. Właśnie Jezus świadomie zesłał zmartwienie swoim rodzicom. Uczynił to, ponieważ występował tutaj niejako dziecko posłuszne swym rodzicom, lecz jako Mesjasz. Aby potwierdzić proroctwo Symeona i aby już naprzód wprowadzić Maryję do współudziału w ofierze odkupicielskiej, pozwolił Jej przejść doświadczenie, które było prefigurą Kalwarii: pozwolił, żeby straciła na trzy dni swoje Dziecko, aby mogło Ono być w domu Ojca. Niemniej Józef, choć nie był mu przeznaczony udział w dramacie na Kalwarii, musiał odczuć jego przedsmak w tym epizodzie.
Ponadto odpowiedź Jezusa na postawione przez Maryję pytanie zawierała uderzające wezwanie Józefa do ofiary pozostania w cieniu. Wszakże Maryja wyraźnie wymieniła Józefa w swym pytaniu: „Twój ojciec i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie", A Dziecko odpowiedziało przeciwstawiając ojcu ziemskiemu Ojca Niebieskiego: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?" (Łk 2, 48-49). To była sugestia, iż Józef powinien usuwać się w cień wobec większego niż on Ojca.
W ten sposób Józef został poddany wielkiemu prawu wyrzeczenia, ustanowionemu przez Chrystusa dla tych, którzy przylgnęli do Niego. Chociaż nie mógł być obecny podczas mąki krzyżowej, miał Józef własny, wewnętrzny udział w ofierze, krzyż bardziej ukryty, lecz nie mniej rzeczywisty. Od zgubienia dwunastoletniego Jezusa rozumiał coraz lepiej, że to Dziecko mu się wymykało. W tajemniczej odpowiedzi, której nie zrozumiał od razu, przewidział, że jako ojciec pewnego dnia będzie musiał zniknąć, aby Ojciec Niebieski pojawił się jako ojciec Jezusa.
Józef chętnie przyjął to wyrzeczenie; w swej miłości nawet się ucieszył widząc, że Chrystus wzrasta a on się umniejsza, gdyż Józef nie szukał siebie; całą swą radość położył w rozwijaniu się Mesjasza, który został mu powierzony.