Niezawodny orędownik

Święty Józef doskonale rozumie różne sprawy, bo sam doświadczył wielu trudnych sytuacji na ziemi. Odznaczała go przede wszystkim wielka wiara i całkowite zaufanie Panu Bogu, uwierzył wbrew wszelkiej logice tego świata.

Rozmowa z Katarzyną Pytlarz, autorką książek o cudach św. Józefa

- Dzisiaj przypada uroczystość św. Józefa. Zna Pani setki świadectw łask otrzymanych za jego wstawiennictwem. Dlaczego warto zawierzyć św. Józefowi?

- Ponieważ jest on niezawodnym orędownikiem. Nikogo nie zostawi bez pomocy, nawet jeżeli - patrząc po ludzku - nie widzimy od razu jego interwencji. Święta Teresa Wielka mówiła: "Święty Józef ma takie względy u Boga, że w niebie raczej rozkazuje, aniżeli prosi, że Jezus niczego św. Józefowi nie odmówi".
Święty Józef doskonale rozumie różne sprawy, bo sam doświadczył wielu trudnych sytuacji na ziemi. Odznaczała go przede wszystkim wielka wiara i całkowite zaufanie Panu Bogu, uwierzył wbrew wszelkiej logice tego świata. Od poczęcia chronił małego Jezusa, uznając Go za swojego syna. Dlatego dzisiaj za przyczyną św. Józefa ludzie upraszają dar potomstwa - liczne świadectwa dotyczą właśnie narodzin dziecka. On wiernie opiekował się Maryją, a dzisiaj stoi na straży nierozerwalności małżeństwa, pomagając małżonkom pokonać trudności. Przytulał małego Jezusa, a dziś pomaga rozwiązać problemy wychowawcze w rodzinach. Szukał mieszkania i teraz pomaga innym w jego znalezieniu. Poszukujący zatrudnienia również szukają u niego ratunku. O tym wszystkim mówią ludzie, składając swoje świadectwa, wdzięczni św. Józefowi za otrzymane łaski.

- Czy któryś z poznanych przez Panią cudów otrzymanych za przyczyną św. Józefa szczególnie zapadł Pani w pamięć?

- Tym najbardziej znanym na całym świecie jest cud wybudowania schodów przez samego św. Józefa w klasztorze w Santa Fe, w kaplicy Sióstr Loretanek. Wiadomo też, że jednym z największych cudów za jego przyczyną było wyzwolenie obozu koncentracyjnego w Dachau. Polscy kapłani więźniowie powierzyli się św. Józefowi, a w dowód wdzięczności za ocalone życie pielgrzymowali do sanktuarium w Kaliszu, gdzie czczony jest - już od blisko czterystu lat - pierwszy wizerunek św. Józefa na świecie ukoronowany papieskimi koronami.
Wszystkie świadectwa są niezwykłe, ale jedno mnie osobiście szczególnie porusza. natrafiłam na nie, pochylając się nad łaskami i cudami otrzymanymi za przyczyną św. Józefa na progu XXI wieku. Opisy ich są przechowywane właśnie w archiwum kaliskiego sanktuarium. Warto też podkreślić, że Papież Franciszek, ustanawiając trwający obecnie Rok Świętego Józefa Kaliskiego, określił to miejsce Narodowym Sanktuarium św. Józefa.

- Czego dotyczy ten cud?

- Święty Józef ukazał się, aby ratować duszę umierającego człowieka. Śpiącego kapłana obudziło stukanie do okiennic i głos mężczyzny, aby natychmiast wstał i udał się do chorego. Głos wskazał również dokładny adres, gdzie ów umierający się znajdował. Ksiądz wstał, jednak kiedy okazało się, że za oknem nie ma nikogo, wrócił do swojego pokoju. Natarczywe wołanie się powtórzyło, ale kapłan znowu nikogo nie zobaczył. Gdy położył się do łóżka, pomimo zamkniętych drzwi do pokoju wszedł starszy mężczyzna i nakazał mu, aby natychmiast udał się pod wskazany adres.

- Co wydarzyło się dalej?

- Ksiądz zrozumiał, że jest to zdarzenie nadprzyrodzone. Zabrał z kościoła Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i poszedł do wskazanego mieszkanie. Drzwi otworzyła kobieta. Na widok kapłana stwierdziła, że nikt go nie wzywał i że ona razem z mężem są ludźmi niewierzącymi. Jednak po wysłuchaniu opowieści księdza wpuściła go do mieszkania. Leżący w łóżku chory mężczyzna również zirytował się na jego widok. Duchowny i jemu opowiedział o starszym człowieku, który kazał mu przyjść właśnie tutaj. Chory, wysłuchawszy relacji, poprosił żonę o przyniesienie obrazu z drugiego pokoju. To był obraz św. Józefa. Kapłan rozpoznał w nim człowieka, który go zbudził...
Mężczyzna wyznał, że ten obraz dostał od swojej umierającej mamy wraz z przepisaną odręcznie modlitwą o szczęśliwą śmierć. Przyznał, że stracił wiarę, przestał wierzyć w Boga, ale ze względu na pamieć i szacunek dla zmarłej matki spełnił jej prośbę i codziennie odmawiał poleconą przez nią modlitwę. Mężczyzna wyspowiadał się, przyjął do serca Pana Jezusa, a po kilku minutach zmarł, zaopatrzony na wieczność sakramentem.


- Niektórzy piszą listy do św. Józefa...

- W świadectwach faktycznie przewija się taki wątek, że ludzie zapisują na karteczkach prośby do św. Józefa i wkładają je za obraz albo pod figurkę świętego. Oczywiście najważniejsza jest wiara w Bożą moc i modlitwa. Obecnie bardzo popularny jest "Telegram do św. Józefa", czyli modlitwa w sprawach trudnych i nagłych; świadectwa pokazują, jak wiele osób ją praktykuje.
Myślę, że warto też wspomnieć o dawniej znanym zwyczaju. Pod ubraniem nosiło się specjalny pasek, co było wyrazem całkowitego zawierzenia i oddania się św. Józefowi. To właśnie paskowi św. Józefa swoje ocalenie przypisywały Siostry Karmelitanki z klasztoru przy ul. Łobzowskiej w Krakowie. Pomimo zbombardowania klasztoru w czasie wojny żadna z sióstr nie zginęła.

- Jak zaczęła się Pani przyjaźń ze św. Józefem?

- Po maturze wraz z mamą przyjechałam do Krakowa, aby złożyć dokumenty na studia. Pragnieniem mamy było, aby pomodlić się w kościele, w którym znajduje się figurka Dzieciątka Jezus Koletańskiego. Wiedziałyśmy, że jest ona w świątyni pw. św. Józefa, jednak nie znałyśmy nazwy ulicy, na której mieścił się ten kościół. Nikt z zapytanych nie umiał wskazać drogi. Idąc przez centrum Krakowa, znalazłyśmy się na Poselskiej. Na murze mieszczącego się przy niej klasztoru Sióstr Bernardynek napisane były słowa: "Wstąp i odmów modlitwę". Weszłyśmy do świątyni i okazało się, że to jest ten kościół, którego szukamy.
Kiedy rok później przyjechałam na studia do Krakowa, to miejsce stało się dla mnie szczególnie bliskie. Dzisiaj z perspektywy czasu jestem przekonana, że to św. Józef mnie znalazł. Za swoją misję życiową uznaję szerzenie kultu św. Józefa, tak aby każdy mógł się z nim zaprzyjaźnić. Choć cichy i pokorny, wydawałoby się milczący, to jednak jest to wielki patron i orędownik, któremu Pan Jezus nie odmawia.

- Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Bochenek

za: Niezawodny orędownik, w: Nasz Dziennik nr 65/2018, s. 14.